Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nalda. Byłoby to nawet zgodne z powszechnie przyjętą
praktyką. Jednak zlecanie komuś pracy, którą sama
powinna wykonać, nie było w jej stylu.
Niewykluczone, że jeśli wszystko pójdzie dobrze,
Ryan mógłby wziąć kilka dni urlopu i pojechać razem
z nią. Byłoby naprawdę cudownie, gdyby towarzyszył
jej w krótkiej podróży służbowej.
Odwróciła się od okna i podniosła telefon.
394
- Tak, Maureen?
- Pani Marks chce się z panią zobaczyć.
- DziÄ™kujÄ™. Wpuść jÄ…. - Natalie spróbowaÅ‚a prze­
stawić myśli na inny tor. - Siadaj, Deirdre - powitała
księgową.
- Przepraszam za te wszystkie opóznienia. - Deirdre
zdmuchnęła z oczu grzywkę, po czym rzuciła na
biurko stos papierów. - Wystarczy, że się odwrócę od
komputera, a już program się zawiesza.
Marszcząc lekko brwi, Natalie sięgnęła po pierwszą
teczkÄ™.
- Wezwałaś informatyka?
- Praktycznie nie schodzi mi z kolan. - Deirdre
usiadła na krześle i założyła nogę na nogę. - Ledwie
zdąży coś naprawić i biorę się do roboty, a znów
system wysiada. Możesz mi wierzyć albo nie, ale w tej
sytuacji dokonanie obliczeń to istna męka.
- Mamy jeszcze trochę czasu do końca kwartału.
Zadzwonię dziś po południu do firmy komputerowej.
Jeżeli ich sprzęt okazał się zawodny, powinni go
natychmiast wymienić.
- %7łyczę powodzenia - rzuciła sucho Deirdre. -
Mam też dobrą nowinę. Udało mi się zrobić bilans
wstępnej sprzedaży katalogowej. Myślę, że będziesz
zadowolona z wyników.
Natalie już przeglądała kolejną teczkę.
- Co za szczęście, że dokumenty nie spłonęły
w pożarze. MiaÅ‚abyÅ› koszmarnÄ… robotÄ™, gdyby znisz­
czeniu uległy dane z naszego sklepu flagowego.
' - I ty mi to mówisz. - Deirdre potarła oczy. - Z tym
zawieszajÄ…cym siÄ™ bez przerwy komputerem oszalaÅ‚a­
bym bez wydruków.
- Uspokój się. Mamy kserokopie, a także dyskietki,
które przezornie zabezpieczyÅ‚am. PlanowaÅ‚am prze­
prowadzić pełny audyt do polowy marca. Ale - dodała
395
na widok przerażonej miny ksiÄ™gowej - jeżeli kom­
putery nadal będą się zawieszać, trzeba będzie to
przeÅ‚ożyć na pózniej, po terminie rozliczeÅ„ podat­
kowych.
- Możesz na mnie liczyć - zapewniła ją solennie
Deirdre. - A teraz przejdzmy do spraw bardziej przy­
ziemnych. Twoje wydatki nadal mieszczÄ… siÄ™ w grani­
cach ustalonych parametrów, choć z trudem. Pieniądze
z odszkodowania powinny to w pewnym stopniu zrów­
noważyć.
Natalie pokiwała głową i skupiła się na budżecie.
Kilka godzin pózniej w obskurnym podmiejskim
motelu Clarence Jacoby siedział na zapadniętym łóżku
i bawił się zapałkami. Ręce miał pulchne i gładkie,
niemal dziewczÄ™ce. ZapalaÅ‚ zapaÅ‚kÄ™ po zapaÅ‚ce, a po­
tem wpatrywał się w migoczący płomyk, czekając, aż
żar zacznie kąsać koniuszki jego palców, i dopiero
wtedy gasił zapałkę.
Stojąca obok popielniczka była pełna spalonych
zapałek. Clarence potrafił tak się zabawiać godzinami.
Niemal co noc nachodziła go pokusa, by spalić
motel. Byłoby to niesłychanie podniecające, podłożyć
ogieÅ„ w swoim pokoju i patrzeć, jak siÄ™ rozprze­
strzenia. Powstrzymała go myśl, że nie byłby sam.
Clarence nie myślał o ludziach ani o tym, czy ich
naraża. Wolał być sam na sam ze swoim pożarem.
Nauczył się nie zostawać zbyt długo tam, gdzie
podłożył ogień. Rozległe blizny na plecach i klatce
piersiowej codziennie przypominały mu, jak szybko
i jak gwałtownie bestia potrafi atakować nawet tych,
którzy ją kochają.
Dlatego też zadowalaÅ‚ siÄ™ samym tylko podkÅ‚ada­
niem ognia, żałując, że tak krótko może pławić się
w jego żarze, a potem uciekał.
396
Przed sześcioma miesiącami w Detroit podpalił
opuszczony magazyn. Jego właściciel nie chciał go już
ani nie potrzebował. Był to rodzaj przysługi korzystnej
dla obu stron. Clarence bardzo lubił wyświadczać takie
przysługi. Długo stał i patrzył na płonący ogień.
Wyszedł z budynku i skrył się w głębokim cieniu.
Mimo to maÅ‚o brakowaÅ‚o, a byliby go zÅ‚apali. Polic­
janci i spece od podpaleÅ„ przeczesywali tÅ‚um, w po­
szukiwaniu twarzy takiej jak jego twarz.
Promiennej. Rozanielonej.
Chichocząc, zapalił następną zapałkę. Na szczęście
udało mu się uciec. Dostał przy tym kolejną nauczkę:
że to nierozsądne zostawać, by się przyglądać. Nie
musiał już zostawać, żeby się napatrzeć. Wystarczyło
zamknąć oczy, by zobaczyć wszystkie te pożary.
Poczuć ich żar. Ich zapach.
Mruczał coś do siebie, kiedy zadzwonił telefon.
Jego pucołowata, dziecinna twarz rozpromieniła się na
ten dzwięk. Tylko jedna osoba znała jego numer w tym
motelu. I ta osoba miała tylko jeden powód, żeby
zadzwonić.
Przyszedł czas, by znów uwolnić bestię.
W swoim ciasnym pokoiku Ryan Å›lÄ™czaÅ‚ nad rapor­
tami z laboratorium. Zbliżała się siódma i na dworze
było już ciemno. Pochłonięty robotą, zrezygnował
z prób ograniczania kawy. Pił ją teraz gorącą i mocną
z wyszczerbionego kubka.
Pora kończyć i wracać do domu. Rozpoznawał już
symptomy powolnego wyłączania się umysłu. W ciągu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.