Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nieswoim głosem. - A może miałam stać pod drzwiami i udawać, że nic nie
słyszę?
Simon ostrożnie wziął ją za rękę.
- Postanowiłaś zatem działać - powiedział.
Był zły na nią za to, że podjęła tak wielkie ryzyko. Pluł sobie w brodę, że
pozwolił Henry'emu wpakować się w kłopoty. I mimo wszystkiego, co usłyszał,
wciąż nie był w stanie pojąć, że ktoś taki jak Gerard Malvoisier czerpał
przyjemność z okrucieństwa.
- To było szaleństwo - burknął niemal z gniewem. -Mógł cię zabić.
- Ale nie zabił - odpowiedziała, wzruszając ramionami. - W takich
chwilach nie myśli się o sobie, milordzie.
Spuściła głowę. Simon przypatrywał jej się bez jednego słowa. Nagle
poczuł, że powinien się nią zaopiekować.
- Już nigdy nie będziesz sama - powiedział w końcu. Popatrzyła na niego.
- Będę.
Simon parsknął ze złością.
- Zaufaj mi. Pozwól, żebym ci choć trochę pomógł. Anne z rozpaczą
przymknęła oczy. Jednak po chwili,
gdy je otworzyła, nie zobaczył w nich nic oprócz chłodnego opanowania.
- Nie mogę - odpowiedziała zupełnie szczerze. Simon wiedział, co ją
powstrzymywało przed przyjęciem jego propozycji. Nie chce opuścić króla. Nie
może zmusić się do czynu, który w jej pojęciu oznacza wyłącznie zdradę.
Spoglądał na nią przez kilka sekund, a potem wyjął z kieszeni zdobiony
klejnotami sztylet.
- Zostawiłaś go u mnie przed bitwą - powiedział. Zcisnął nóż mocniej w
dłoni. Wreszcie podał go Anne, rękojeścią w jej stronę.
- Jeśli naprawdę sądzisz, że jestem twoim wrogiem... to mnie zabij.
Anne zrobiła wielkie oczy. Nie wzięła sztyletu.
- Chcesz żebym cię zaatakowała?
- Tak - spokojnie odparł Simon. - Twierdzisz, że jestem twoim wrogiem.
Odebrałem ci spadek. Uratowałaś życie mojemu bratu, a ja wciąż nie chcę
zwrócić ci wolności. Skończ z tym raz na zawsze.
W komnacie zapadła głucha cisza. Anne raz po raz głośno przełykała
ślinę.
- To jakiś podstęp - wykrztusiła.
- Nie - odpowiedział pewnie Simon i szeroko rozłożył ręce. - Jak widzisz,
nie mam broni. Jesteśmy zupełnie sami. Wez sztylet. Zmiało.
Rzucił jej rękawicę. Dostrzegł w oczach Anne złość i przygnębienie.
Patrzył, jak wyciąga rękę po sztylet i w myślach dokonywał już rozrachunku z
życiem. Ale w tej samej chwili Anne gwałtownie odsunęła się od niego na dwa
kroki.
- Kpisz sobie - powiedziała. - Z łatwością możesz mnie obezwładnić.
Simon wyciągnął rękę, złapał ją za przegub i mocno przyciągnął do
siebie.
- To czcze wymówki. Prawda jest taka, że ci na mnie zależy.
Udowodniłaś to, ratując życie Henry'emu. Nie uwolnisz się od przeszłości.
Zirytowana Anne zmrużyła powieki.
- Nieprawda - powiedziała. Próbowała uwolnić rękę, ale Simon ścisnął ją
jeszcze mocniej. Czuł pod palcami miarowe uderzenia jej pulsu.
- Wcale nie boję się tego zrobić. - Rzuciła mu prowokujące spojrzenie.
Simon uśmiechnął się.
- Więc na co czekasz?
Anne zadygotała ze wzburzenia.
- Jeżeli zginiesz, to moje własne życie nie będzie warte funta kłaków -
odpowiedziała. - Chcesz, żebym popełniła straszliwe głupstwo, lordzie Greville.
- Nie - odparł Simon. - Chcę, żebyś uświadomiła sobie, co do mnie
naprawdę czujesz. Możesz nie zgadzać się z tym, co robię, lecz nie ma w tobie
nienawiści.
Dostrzegł w jej oczach cień zakłopotania. Nie potrafiła mu zaprzeczyć.
Simon ostrożnie rozluznił uścisk. Trzymał ją teraz bardzo delikatnie.
-Widzisz? - powiedział. - Będziesz moja... i oddasz Grafton
Parlamentowi.
Swobodną ręką wymierzyła mu mocny policzek. To chyba lepiej oddało
jej myśli niż jakiekolwiek słowa. Simon odruchowo przyłożył dłoń do twarzy.
Anne natychmiast wykorzystała ten moment, chwyciła sztylet i przystawiła mu
ostrze do gardła.
- Wynoś się! - krzyknęła. - Nie prowokuj mnie dłużej, lordzie Greville,
jeśli nie chcesz poczuć kawałka zimnej stali między żebrami.
Simon popatrzył na nią z niekłamanym podziwem. -Milady...
- Wynoś się! - powtórzyła Anne. - Przyjdzie czas na zemstę.
Posłusznie wyszedł. Już za drzwiami usłyszał świst noża i ciężkie
uderzenie w twarde deski.
Rozdział szósty
Anne została sama w komnacie. Odprawiła Munę i Ed-winę. Chciała mieć
trochę czasu wyłącznie dla siebie.
Tej nocy miało odbyć się czuwanie w intencji jej ojca. Anne po raz
pierwszy w pełni uświadomiła sobie, że hrabiego już nie ma. Poczuła się
naprawdę samotna. Chciała zapamiętać ojca takiego, jakim był za życia: silnym
obrońcą Grafton, a nie starcem, złożonym okrutną chorobą. W roztargnieniu
powiodła wzrokiem po komnacie. Już pora. Nie może dłużej zwlekać. Musi
wyjść do swoich wiernych domowników. Przecież wszyscy czekali tylko na nią.
Wzięła głęboki oddech, szybkim, nerwowym ruchem wygładziła suknię i
otworzyła drzwi.
Spodziewała się, że jak zwykle zobaczy wartownika. Tym razem jednak
się pomyliła. Na korytarzu stał Simon Greville. Przez chwilę patrzyli na siebie w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.