[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na niego zdumiony.
Ty? Po coś wałęsał się po nocy?
Simon kurczowym ruchem chwycił konchę.
Ja. . . ja chciałem pójść. . . do jednego miejsca.
Jakiego miejsca?
Mam takie. Takie miejsce w dżungli. Zawahał się.
Sprawę tę rozstrzygnął za nich Jack z właściwą sobie pogardą w głosie, która
potrafiła zabrzmieć tak śmiesznie, a zarazem tak ostatecznie.
Przycisnęło go.
Współczując Simonowi z powodu jego upokorzenia Ralf zabrał mu konchę
spoglądając przy tym na niego surowo.
W każdym razie więcej tego nie rób. Rozumiesz? Przynajmniej w nocy.
Dość mamy głupiego gadania o zwierzach i bez twojego skradania się jak. . .
W drwiącym śmiechu, jaki wybuchł, był odcień lęku i potępienia. Simon
otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale konchę miał już Ralf, wrócił więc na
swoje miejsce.
Gdy zgromadzenie uciszyło się, Ralf odezwał się do Prosiaczka:
No co, Prosiaczku?
Jest jeszcze jeden. Ten.
62
Maluchy wypchnęły Percivala naprzód, po czym zostawiły go samego. Stał po
kolana w trawie na środku trójkąta, patrząc na ukryte w niej stopy, i próbował wy-
obrazić sobie, że jest w szałasie. Ralf przypomniał sobie innego chłopczyka, który
stał w podobny sposób. Wzdrygnął się na to wspomnienie. Tłamsił w sobie do-
tychczas myśl o tym, odpychał od siebie, ale ten widok sprawił, że znowu odżyła.
Nie liczono już więcej maluchów, w części dlatego, że nie istniała żadna pewność,
że wszyscy zostaną uwzględnieni, a w części dlatego, że Ralf znał odpowiedz na
przynajmniej jedno z pytań, które Prosiaczek zadał na wierzchołku góry. Ci wszy-
scy malcy, jasnowłosi, ciemnowłosi, piegowaci, byli brudni, ale żaden z nich nie
miał na twarzy jakiejś widocznej skazy. Już nigdy więcej nie widziano chłopczyka
z myszką na buzi. Ale wtedy Prosiaczek chciał ich tylko przywołać do porządku,
zastraszyć. Przyznając w milczeniu, że pamięta to niewypowiedziane, Ralf skinął
na Prosiaczka.
Mów. Pytaj go.
Prosiaczek ukląkł trzymając konchę.
No dobrze. Jak się nazywasz?
Chłopczyk wcisnął się w kąt swojego wyimaginowanego szałasu. Prosiaczek
spojrzał bezradnie na Ralfa, który zapytał malca ostro:
Jak się nazywasz?
Dręczone tym milczeniem zgromadzenie zaczęło skandować chórem:
Jak się nazywasz? Jak się nazywasz?
Cisza!
Ralf przyjrzał się pilnie dziecku w otaczającym ich półmroku.
No powiedz. Jak się nazywasz?
Percival Wemys Madison, plebania Harcourt St. Anthony, Hants, telefon,
telefon, te. . .
Jakby ta informacja sięgała korzeniami samych zródeł smutku, maluch rozpła-
kał się. Buzia mu się wykrzywiła, z oczu trysnęły łzy, a usta rozwarły się szeroko,
tworząc kwadratowy czarny otwór. Początkowo przedstawiał niemy obraz smut-
ku, ale za chwilę wydobył z siebie lament głośny i przeciągły jak dzwięk konchy.
Zamknij się! Zamknij się!
Percival Wemys Madison nie chciał się zamknąć. Oto odskoczył jakiś zatrzask
pozostający poza wpływem wszelkich grózb czy próśb. Płacz nie ustawał i malec
jakby przygwożdżony nim do ziemi stał i zanosił się od szlochu.
Zamknijcie się! Zamknijcie się!
Bo reszta malców też nie siedziała już w milczeniu. Przypomnieli sobie wła-
sne smutki albo poczuli się w obowiązku wziąć udział w żałości, którą uznali za
powszechną. Dzieci zaczęły płakać ze współczucia, a dwoje prawie tak głośno jak
Percival.
Ocalił ich Maurice. Krzyknął:
Spójrzcie na mnie!
63
Udał, że się przewraca. Wstał pocierając tyłek, usiadł na wywrotnym pniu
i spadł z niego w trawę. Błaznował kiepsko, ale Percival i inni malcy śmiali się
pociągając nosami. Wkrótce śmiech stał się tak zarazliwy, że przyłączyły się do
niego nawet starszaki.
Jack zaczął mówić pierwszy. Nie miał w ręku konchy, więc mówił wbrew
zasadom, ale nikt na to nie zwracał uwagi.
A co powiesz o zwierzu?
Coś dziwnego zaczęło się dziać z Percivalem. Ziewnął i zatoczył się, aż Jack
musiał go przytrzymać i potrząsnąć.
Gdzie ten zwierz mieszka?
Percival zwisł bezwładnie w ramionach Jacka.
To musi być sprytny zwierz rzekł Prosiaczek drwiąco jeśli potrafi się
ukryć na naszej wyspie.
Jack wszędzie chodził. . .
Gdzie ten zwierz mógłby mieszkać?
Tralala, taki tam zwierz!
Percival mruknął coś, a zgromadzenie znowu zaczęło się śmiać. Ralf pochylił
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pobieranie ^ do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ download ^ ebook
Menu
- Home
- William Shatner Tek War 4 Tek Vengeance
- Williams Roseanne Ach, co to byĹ za Ĺlub 03 Randka z nieznajomym
- Gibson William 03 Mona Liza Turbo
- William Mark Simmons Undead 2 Dead on My Feet
- Charles Berlitz, William Moore Zdarzenie w Roswell
- DUO_ Williams Cathy PamiÄtny koncert
- Walter Jon Williams The Crown Jewels
- Coughlin William Kara Ĺmierci
- William Goldman The Princess Br
- Norton Andre Wladca Gromu
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- monissiaaaa.pev.pl
Cytat
Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.