Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

otworu w ławce i wylał atrament na falujące plecy tweedowej marynarki pana
Saundersa. Kot zagryzł wargi, \eby się nie roześmiać. Julia patrzyła ze spokojnym
zainteresowaniem. Pan Saunders jakby nic nie zauwa\ył. Kałamarz cichutko wrócił
do ławki.
- Gwendołino - powiedział pan Saunders, nie odwracając głowy. - Wyjmij słój
z atramentem oraz lejek z dolnej szafki kredensu i napełnij ten kałamarz. Nalej do
pełna, proszę.
Gwendolina wstała z zawadiacką, wyzywającą miną, znalazła wielką flaszę i
lejek i zaczęła napełniać swój kałamarz. Dziesięć minut pózniej wcią\ nalewała
atrament. Najpierw się zdziwiła, potem poczerwieniała, potem znowu zbladła z furii.
Próbowała odstawić flaszę i odkryła,, \e nie mo\e. Próbowała wyszeptać zaklęcie.
Pan Saunders odwrócił się i spojrzał na nią.
- Pan jest naprawdę okropny! - oświadczyła Gwendolina. -Poza tym wolno mi
uprawiać czary w pana obecności.
- Nikomu nie wolno oblewać atramentem swojego nauczyciela - odparł wesoło
pan Saunders. - I ju\ cię uprzedzałem, \e na
razie sko ńczyłaś z czarami. Nalewaj dalej, dopóki nie ka\ę ci przestać.
Gwendolina nalewała atrament przez następne pół godziny, z ka\dą chwilą
coraz bardziej ws'ciekła.
Kot był pod wra\eniem. Podejrzewał, \e pan Saunders jest potę\nym magiem.
Rzeczywiście, gdy znowu na niego spojrzał, nie zobaczył na marynarce ani śladu
atramentu. Wcią\ zerkał na pana Saundersa, \eby sprawdzić, kiedy mo\e bezpiecznie
przeło\yć pióro do lewej ręki. Tak często go karano za pisanie lewą ręką, \e nabrał
wprawy w obserwowaniu nauczycieli. Kiedy pan Saunders odwracał się do niego,
Kot pisał prawą ręką. Szło mu powoli i opornie. Jak tylko pan Saunders obracał się
plecami, Kot zmieniał rękę i od razu szło mu jak z płatka. Najwięcej kłopotu
sprawiało mu trzymanie kartki ukośnie, \eby nie rozmazać atramentu lewą ręką. Ale
miał ju\ taką wprawę, \e zręcznie przekręcał zeszyt za ka\dym razem, gdy pan
Saunders zaczynał się odwracać w jego stronę.
Minęło pół godziny i pan Saunders, nawet się nie odwracając, kazał
Gwendolinie skończyć nalewanie i zrobić słupki. Potem, wcią\ obrócony plecami,
zapytał Kota:
- Bryku, co piszesz?
- Wypracowanie o królu Kanucie - odpowiedział niewinnie Kot.
Wtedy pan Saunders się odwrócił, ale zeszyt le\ał ju\ prosto i Kot miał pióro w
prawej ręce.
- Którą ręką piszesz? - zapytał pan Saunders.
Kot, przyzwyczajony do tych pytań, podniósł prawą rękę z piórem.
- Mnie się wydaje, \e obiema - stwierdził pan Saunders, podszedł i spojrzał na
stronę zapisaną przez Kota. - Tak, obiema.
- Nie widać tego - zaprotestował nieszczęsny Kot.
- Niewiele - przyznał pan Saunders. - Zmieniasz ręce dla zabawy czy co?
- Nie - wyznał Kot. - Ale jestem leworęczny.
W ówczas, jak Kot się obawiał, pan Saunders wpadł w dziką furię. Twarz mu
poczerwieniała. Trzasnął wielką, guzowatą dłonią w ławkę, a\ Kot podskoczył.
Podskoczył równie\ kałamarz i chlusnął atramentem na wielką rękę pana Saundersa i
na wypracowanie Kota.
- Leworęczny! - ryknął pan Saunders. - Więc czemu, na Czarnego
D\entelmena, nie piszesz lewą ręką, chłopcze?
- Bo... bo karali mnie za to - wyjąkał Kot, wstrząśnięty i zaskoczony, \e pan
Saunders złości się z tak dziwnego powodu.
- Więc zasługują na usma\enie \ywcem! - zagrzmiał pan Saunders. -
Wyrządzasz sam sobie niepowetowaną krzywdę, kiedy ich słuchasz, chłopcze! Jeśli
jeszcze raz przyłapię cię na pisaniu prawą ręką, to popamiętasz!
- Tak - szepnął Kot z ulgą, chocia\ nadal był głęboko wstrząśnięty. Spojrzał
\ałośnie na swoje zalane atramentem wypracowanie z nadzieją, \e pan Saunders
znowu u\yje swoich czarów. Lecz nauczyciel wziął zeszyt i wyrwał kartkę.
- Teraz zrób to jeszcze raz, ale jak nale\y! - polecił, rzucając z trzaskiem zeszyt
na ławkę przed Kotem.
Kot wcią\ przepisywał od nowa wypracowanie o Kanucie, kiedy weszła Mary,
niosąc na tacy mleko, biszkopty i kawę dla pana Saundersa. Po wypiciu mleka i
zjedzeniu biszkoptów pan Saunders powiedział Kotu i Gwendolinie, \e mają wolne
do obiadu.
- Chocia\ nie V nagrodę za dobre wyniki w nauce - burknął. -Idzcie się
pobawić na świe\ym powietrzu.
Wychodzili ju\ z klasy, gdy zwrócił się do Rogera i Julii:
- Teraz zajmiemy się czarami. I miejmy nadzieję, \e tego te\ nie
zapomnieliście.
Gwendolina zatrzymała się w drzwiach i spojrzała na niego.
- Nie, ty nie - odprawił ją pan Saunders. - Ju\ ci przecie\ mówiłem.
Gwendolina obróciła się gwałtownie i wybiegła przez obskurny pokój zabaw na
korytarz. Kot popędził za nią co sił w nogach, ale dogonił ją dopiero w znacznie
wspanialszej części zamku, gdzie wielkie marmurowe schody zakręcały łukiem w dół,
a światło padało z eleganckiej kopuły w dachu.
- Nie tedy - wydyszał Kot.
- Właśnie \e tędy - zawzięcie rzuciła Gwendolina. - Chcę znalezć
Chrestomanciego. Dlaczego te dwa tłuste głupki uczą się czarów, a ja nie? Mam dwa
razy więcej talentu ni\ oni. Musieli działać razem, \eby unieść w powietrze dzbanek
kakao! Chcę więc porozmawiać z Chrestomancim.
Szczęście jej dopisało, bo Chrestomanci właśnie szedł galerią po drugiej stronie
klatki schodowej, za marmurową balustradą. Nosił teraz be\owy garnitur zamiast
królewskiego szlafroka, ale wyglądał, o ile to mo\liwe, jeszcze bardziej elegancko.
Sądząc z wyrazu jego twarzy, wędrował myślami gdzieś bardzo daleko. Gwendolina [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.