Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Niedługo zapadnie zmrok - powiedział. - Akcję
ratunkowÄ… rozpocznÄ… dopiero wczesnym rankiem.
Wzruszył ramionami i rzucił okiem na niebo.
- JeÅ›li wylÄ…dowali bezpiecznie, już dawno zdoÅ‚ali­
by dotrzeć do jakiegoÅ› telefonu. W okolicach Greenvil­
le jest sporo farm...
- I są też góry wtrąciła głucho Abbie. -Porośnięte
lasem.
- Wejdzcie do środka powiedział łagodnie Angus.
- Tutaj najwyżej nabawicie się zapalenia płuc.
- Nie wytrzymam w tym pomieszczeniu - szepnęła
Kenna.
- Ani ja - przytaknęła Abbie. - Możesz nas zawia­
domić...
- Angus!  zawołał kontroler lotów. - Chodz tu!
Prędko!
140 BRYLANCIK
Cole zawahał się, jakby chciał uchronić obie kobiety
przed najgorszym, lecz Abbie i Kenna byÅ‚y już we­
wnątrz budynku. Powitał je uśmiechnięty oficer.
- Wszystko w porządku! - wołał, trzymając w ręku
mikrofon. - Regan wylądował po mistrzowsku, lecz
potem obaj musieli spędzić kilka godzin, czekając na
ratowników. Samolot jest na dużym pastwisku w Geo­
rgii.
- Co się stało, u diabła? - warknął Angus.
- Deska rozdzielcza stanęła nagle w płomieniach
i musieli lądować. Na ślepo, więc zeszli z ustalonego
kursu. Na szczęście pilot prywatnej awionetki usłyszał
sygnał alarmowy i zawiadomił naziemną jednostkę
ratowniczÄ….
Uśmiech kontrolera stał się jeszcze szerszy.
- Chyba nie muszę ci mówić, że próba lądowania
dwusilnikowcem na pagórkowatym pastwisku jest
połączona z cholernym ryzykiem? Od razu widać, że
twój chłopak przeszedł w Wietnamie dobrą szkołę
pilotażu!
Angus roześmiał się. Azy radości płynęły mu po
policzkach.
- Dobrą... - przyznał. Odetchnął pełną piersią.
- Gdzie sÄ… teraz moi synowie?
- W drodze do nas. LecÄ… z moim kumplem;
niedługo powinniśmy ich zobaczyć.
Kenna i Abbie szlochały cicho, wznosząc ku niebu
gorące podziękowania. Kenna poczuła, że na nowo
wstępuje w nią życie. Ponury świat nabrał jaśniejszych
barw...
Oczekiwanie zdawało się nie mieć końca. Kenna
BRYLANCIK 141
wypiła dwa kubki czarnej, gorącej kawy, lecz ani na
chwilÄ™ nie odrywaÅ‚a wzroku od nieboskÅ‚onu, sprag­
niona widoku ukochanej twzrzy Regana. Była całkiem
przemoknięta, więc jeden z pracowników lotniska
pożyczył jej swoją kurtkę. Obok siedziała Abbie
nakryta marynarkÄ… Angusa.
Na końcu pasa startowego pojawił się niewielki,
jednosilnikowy samolot. Nim pilot zdążyÅ‚ wyhamo­
wać, Kenna zerwała się z ławki i pobiegła w kierunku
lądującej maszyny. Nie dbała 0 pozory. Kochała
Regana i musiała go powitać jako pierwsza. Nawet nie
dostrzegała obecności innych osób.
Regan i Denny zeszli po schodkach i z uwagÄ…
obserwowali nadbiegajÄ…cÄ… dziewczynÄ™. Na twarzy
starszego z braci widniało kilka zadrapań, lewy rękaw
marynarki zwisał w strzępach. Denny trzymał się za
rękę. Lecz obaj żyli.
- Regan! - krzyknęła Kenna.
RzuciÅ‚a mu siÄ™ na szyjÄ™, nie dostrzegajÄ…c zaskocze­
nia, jakie pojawiło się na jego posępnej zazwyczaj
twarzy. Oczy miała pełne łez. Poczuła na szyi ciepły
oddech ukochanego. Jej Regan... jest bezpieczny.
Mężczyzna z caÅ‚ej siÅ‚y przycisnÄ…Å‚ do piersi szlocha­
jÄ…cÄ… dziewczynÄ™. ObsypywaÅ‚a pocaÅ‚unkami jego poli­
czki, czoło, szyję... Tulili się do siebie, nie zważając na
zaciekawione spojrzenia stojÄ…cej wokół rodziny i pra­
cowników lotniska. Denny uściskał rodziców, Angus
klepnął Regana po ramieniu, Abbie z miłością patrzyła
na obu synów...
Po długiej, nieskończenie długiej chwili, Regan
uniósł głowę. Z niedowierzaniem wpatrywał się
142 BRYLANCIK
w twarz dziewczyny. Kenna delikatnie dotknęła jego
policzka.
- Jesteś ranny - szepnęła.
- Nie - odparł dziwnie łamiącym się głosem. -To
tylko zadrapanie.
- Tak się bałam - wtrąciła Abbie. Skorzystała
z okazji, aby wziąć syna w ramiona. - Lądowanie na
pastwisku. To coÅ› nowego.
- Przez kilka minut myślałem, że będzie z nami zle
 odezwał się Denny. Przeniósł wzrok z pobladłych
policzków Kenny na poczerwieniałą twarz Regana.
-Ale pilot wykazaÅ‚ klasÄ™... Tato, jeÅ›li chodzi o samo­
lot...
- Do diabła z samolotem - burknął Angus.
Serdecznie potrząsnął dłonią starszego syna.
- Stopimy szczątki i kupimy całkiem nowąmaszynę.
- Dzięki Bogu, że mieliśmy hełmy i kamizelki
ratunkowe-mowiłDenny. -Mogliśmy osłonić twarze
w momencie uderzenia o ziemiÄ™.
- Złamałeś rękę? - spytał Angus.
- Chyba nie, choć lepiej będzie, jeśli w drodze do
domu zajrzymy do szpitala. Trochę się potłukliśmy.
Angus skinął głową.
- W ciągu dziesięciu dni musicie złożyć raport
o wypadku w National Transportation Safety Board.
- Dzwoniłem do nich, zanim przylecieliśmy tutaj
- odparł Regan. - Przyślą pocztą wszystkie niezbędne
formularze.
Z trudem dobierał słowa, lecz Kenna uznała, że nic
w tym dziwnego. W }tj spojrzeniu resztki strachu
mieszały się z uwielbieniem.
BRYLANCIK 143
- Chodzmy - mruknął Angus. Ruszył w kierunku
budynku. - Chłopcy, jestem wam cholernie wdzięczny
za pomoc... - zwrócił się do pracowników lotniska.
Uścisnął im dłonie.
- Nic ci nie jest? - Abbie położyła dłoń na ramieniu
Denny'ego.
- Wszystkowporządku-odpowiedziałzuśmiechem.
Kenna puÅ›ciÅ‚a dÅ‚oÅ„ Regana i podeszÅ‚a do mÅ‚od­
szego z braci.
- Cieszę się, że wyszliście z tego cało.
- Zaraz wracam - odezwaÅ‚ siÄ™ cicho Regan i od­
szedł w ślad za ojcem.
- UrzÄ…dziÅ‚aÅ› prawdziwe przedstawienie - zamru­
czaÅ‚ Denny. - Nie możesz w ten sposób siÄ™ za­
chowywać, jeśli nie jesteś zakochana po same uszy.
Regan na pewno był zaskoczony.
Dziewczyna westchnęła.
- To chyba dobrze, że w przyszłym tygodniu
wyjeżdża do Nowego Jorku? - spytaÅ‚a drżącym gÅ‚o­
sem. - Nie będzie musiał cierpieć z mojego powodu.
- Widziałam, jak cię całował, i myślę, że bardziej
będzie cierpiał z powodu rozstania - zamruczała
Abbie.
- Nie miał żadnego wyboru, skoro wisiałam mu na
szyi  stwierdziła Kenna. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.