Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ko. Nie widziała w swojej twarzy żadnej zmiany, ale
w ciągu ostatnich czterdziestu minut zmieniło się całe jej
życie. Raz na zawsze.
Jest w ciąży. Z Cooperem.
Po raz pierwszy od dwóch tygodni poczuła, że rośnie
w niej nadzieja.
Cooper odebrał wynajęty samochód z wypożyczalni na
lotnisku i kierując się mapą, łatwo znalazł małe miastecz-
ko Carteville. Cieszył się, że zdecydował się na podróż
samolotem. Jazda samochodem zajęłaby mu zbyt dużo
czasu, a on chciał w końcu wziąć Faith w ramiona.
S
R
Wjechał do miasteczka i po pięciu minutach parkował
już przed domem babci Faith. Zapukał do drzwi.
Gdy otworzyła starsza pani, uśmiechnął się.
- Dzień dobry pani, czy to tutaj mieszka Faith Brode-
rick?
Obejrzała go sobie od stóp do głów i przytaknęła.
- Ty musisz być Cooper Adams.
Mając nadzieję, że to dobry znak, iż Faith wspomniała
o nim babci, uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Tak, proszę pani, to ja.
- Jestem babcią Faith, nazywam się Penelopa Hudson.
- Podała mu dłoń.
- Czy Faith jest w domu, pani Hudson? Muszę z nią
o czymś porozmawiać.
Potrząsnęła przecząco głową.
- Przykro mi, Faith wyszła, ale niedługo powinna
wrócić.
- Czy mógłbym na nią poczekać, proszę pani? To na-
prawdę ważne.
Kobieta uśmiechnęła się do niego po raz pierwszy, od
chwili gdy zapukał do drzwi.
- Proszę, wejdz i napij się ze mną kawy. Będziemy
mieli okazję lepiej się poznać.
- Z przyjemnością, proszę pani - wszedł do środka.
- Będzie mi naprawdę bardzo miło.
Gdy Faith wróciła od lekarza, wjazd blokował obcy
samochód, ale miała ważniejsze sprawy na głowie niż
zastanawianie się, kto ich odwiedził. Musiała zadzwonić
na lotnisko i zarezerwować lot na pierwszy samolot do
S
R
Amarillo. Potem, podczas pakowania, musi zastanowić
się, co powie Cooperowi, gdy już tam dojedzie.
Zajęta rozmyślaniem, co powinna załatwić przed wy-
jazdem, otworzyła drzwi i poszła prosto do swojej sypial-
ni. Słyszała jakieś głosy dochodzące z kuchni, ale nie ob-
chodziło jej to. Myślała tylko o powrocie do Coopera.
Miała nadzieję, że kochają na tyle, by dać jej drugą szansę.
Ale po kolei. Musi odnalezć notes z numerami, żeby
zarezerwować lot. Przeszukała biurko i szafkę. Jej niecier-
pliwość rosła. Gdzie go położyła? Może zostawiła w sa-
lonie? Pobiegła na dół. Tam też nic.
- Babciu, widziałaś mój notes? - zawołała.
- Czy tego szukasz? - usłyszała za sobą głęboki bary-
ton.
Odwróciła się i zaparło jej dech w piersiach. Nie
wierzyła własnym oczom. Cooper opierał się o framugę
i w jednej dłoni trzymał notes.
- Kiedy... przyjechałeś? - spytała z trudem.
Spojrzał na zegarek.
- Jakieś pół godziny temu.
Miała wrażenie, że serce wyskoczy jej z piersi. Ode-
tchnęła głęboko, by się uspokoić. Wypełniał sobą cały
pokój i choć nie wydawało się to możliwe, był jeszcze
bardziej zniewalający, niż przedtem.
- Faith, wychodzę do biblioteki - powiedziała babcia.
- Przypomniało mi się, że obiecałam Phyllis posortować
książki. - Uśmiechnęła się do Coopera. - Jeśli masz ocho-
tę na kolejną kawę, to się częstuj.
Wzięła kluczyki i wyszła, zostawiając Faith samą z Coo-
perem.
S
R
Co mu miała powiedzieć?
Myślała, że będzie miała kilka godzin, by zaplanować
tę rozmowę, by przygotować się na to, że znowu go ujrzy.
A teraz, gdy stał tu, tak przystojny, tak męski, z trudem
była w stanie przypomnieć sobie swoje imię.
- Napiję się jeszcze kawy - powiedział, podając jej
notes. Poszedł do kuchni. - Chcesz też?
- Nie, dziękuję - odparła, pamiętając zalecenia lekarki.
Kompletnie wytrącona z równowagi, rzuciła notes na
kanapę i poszła za nim. Cooper nalał sobie kawy i oparł
się o blat.
- Wyglądasz na przemęczoną, kochanie. Usiądz.
Kolana miała jak z waty, a serce biło jej jak oszalałe.
Uznała, że to niezły pomysł. Opadła na krzesło. Nie wie-
dząc, jak zacząć rozmowę, spytała:
- Jak się miewa Penelopa?
Wzruszył ramionami.
- Biorąc pod uwagę sytuację, całkiem niezle.
Zaniepokojona wyprostowała się na krześle.
- Co masz na myśli? Czy coś jej się stało?
- Nie. - Potrząsnął głową i wlepił w nią wzrok. - Mie-
wa się niezle, jeśli wziąć pod uwagę, że dwa razy straciła
matkę.
- Dwa razy?
Przytaknął, odstawił kawę i stanął przed nią.
- Za pierwszym razem nic nie można było zrobić, ale
za drugim to już całkiem inna historia.
- Bardzo mi przykro. Nie myślałam, że tak ją to do-
tknie.
Usiadł na krześle naprzeciw niej.
S
R
- O wielu rzeczach nie pomyślałaś, kochanie.
Oparł się wygodnie. Wyglądał na odprężonego, ale wy-
czuwała w nim napięcie.
- Zrobiłam to, co uznałam za słuszne - broniła się.
- Wiem, jak bardzo kochasz dzieci i nie chciałam pozba-
wiać cię...
- Dlaczego uważasz, że masz prawo decydować, co
jest dla mnie najlepsze? - przerwał jej wyjaśnienia. - Nie
uważasz, że sam potrafię się o siebie zatroszczyć?
- Cóż, ja... ja... - jąkała się zaskoczona.
Wziął ją za rękę.
- Czemu myślisz, że wolałbym dzieci niż ciebie,
Faith?
Nie mogąc znalezć odpowiedzi, w milczeniu potrząs-
nęła głową.
Uśmiechnął się tak czule, że zabrakło jej tchu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.