Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tylnego siedzenia. Spojrzała na Bunny, nie tak jak dorośli
300
patrzą na dzieci, żeby sprawdzić, czy rozumieją, czy czują się winne, czy mają zapiętą
kurtkę, czapkę na głowie i czyste paznokcie, lecz jak dorośli patrzą na dorosłych, gdy mówią
pewne rzeczy bez słów. Wyciągnęła rękę i ścisnęła dłoń Bunny.
- Miło mi, miło mi  powiedział Herry, który zawsze wychwytywał znaczenie gestów.
W samochodzie zdążającym do Nunny Bag Cove zapanowała pewnego rodzaju wewnętrzna
równowaga, rzadka harmonia, która działała kojąco na wszystkich pasażerów.
Wavey i jej ciotka Ewie robiły na drutach matę na podłogę, przedstawiającą ptaki morskie
skopiowane z kalendarza. Wa-vey pracowała nad maskonurem. Bunny usiadła ze swoją
książeczką w fotelu bujanym przy oknie. Z tego miejsca, kiedy szyby nie były zamarznięte,
kot Yarków obserwował łodzie, jakby to były szczury wodne. Sunshine i Herry wysypali
zabawki z czerwonego plecaka Herry'ego. Pózniej jednak Sunshine przeszła do kobiet,
których druty szybko podrywały kolejne pętelki wełny, wyczarowując nurzyki i gromadniki.
Wyczuwała drażniący nozdrza zapach podkładu z konopi. Wavey puściła oko. Sunshine
podeszła bliżej i dotknęła palcem ma-skonura. Bardzo chciała spróbować.
- Rób to w ten sposób - powiedziała Wavey, zaciskając dłoń na dłoni dziewczynki i
prowadząc drut, by złapał jasną wełnę.
Bunny oglądała książkę i głaskała kota stopą w rajstopach. Burza pomruków. Podniosła
wzrok.
- Petal miała wypadek samochodowy w Nowym Jorku i nie przyjedzie tutaj. Nigdy się nie
obudzi. Ja potrafiłabym ją obudzić, ale jest za daleko. Kiedy urosnę, mogłabym tam
pojechać.
Skąd jej to przyszło do głowy, zdziwiła się Wavey.
Yark chodził niespokojnie po warsztacie. Znieg był jeszcze głęboki, wciąż szalały sztormy i
nawałnice, lód jednak już pękał. Foki przypływały do zatok, dorsz i skarp były w okresie tarła,
śledzie jakby się pochowały. Czuł zmianę, stare pragnienie, by wyjść z domu, upolować kilka
fok. Albo postrzelać w góry lodowe. W każdym razie zacząć się ruszać. Lecz oczy miał już
za słabe, przy świetle dziennym zachodziły mgłą, a wszystko przez śnieżną ślepotę, której
nabawił się dwadzieścia lat wcześniej, chociaż żona przykładała mu kompresy z herbaty.
Dlatego teraz musiał pracować w ciemnym warsztacie.
301
W ciągu ostatnich tygodni przypasował kil do bloków podłogowych, wypoziomował,
zamocował i zabezpieczył kręgosłup łodzi.
 Teraz będzie do czegoś podobna. Dzisiaj pomierzymy główne części.
Mrucząc coś do Quoyle'a, mierzył odrapaną i zniszczoną taśmą od góry stewy dziobowej
wzdłuż niewidocznej linii. Wyliczył środek długości kadłuba i jeszcze raz wyznaczył punkt na
kilu, lecz tym razem kilka cali do przodu. Odmierzył od stewy tylnej, żeby wyznaczyć punkt
węzłówki rufowej. Quoy-le porządkował piły i dłuta, spoglądając przez szybę okna pokrytą
pyłem trocin na lód skuwający zatokę. Pomiary wciąż trwały. Yark wyliczył ułożenie dna rufy
nawisającej według wzorów i schematów obecnych tylko w jego głowie.
 Podaj mi tę piłę, chłopcze  powiedział. Wydawało się, że mówi z ustami pełnymi śniegu.
Quoyle podawał kolejno piłę, potem dłuto i znowu piłę i dłuto; pochylony przyglądał się, jak
Yark nacina drewno. Wreszcie pomógł osadzić wręgi, przytrzymując je, gdy starzec
przymocowywał je do podłogi solidnymi zworami, które nazywał podporami skośnymi.
 Teraz natniemy stewę tylną, synu. - Przymocował rufę; metal wgryzał się w drewno,
zaciskając uchwyt. Yark, postękując, odchylił się do tyłu z dłońmi opartymi na biodrach. -Nie
mamy opóznień, więc możemy sobie dać spokój. Przyszła Wavey?
 Tak. Dzieciaki też.
 Dobrze, kiedy dzieciaki są przy tobie. Czujesz się wtedy młody. - Chrząknął i splunął w
trociny. - Kiedy macie zamiar to zrobić?
Wyłączył światło, odwrócił się w mroku warsztatu i spojrzał na Quoyle'a. Quoyle nie był
pewien, o co mu chodzi. Szczelina, jaką tworzyły usta Yarka, wydłużyła się. Nie był to
właściwie uśmiech, lecz raczej rozerwanie spoiny, które towarzyszyło pytaniu i które miało
rozerwać spoinę Quoyle'a. Także inne.
Quoyle westchnął, jakby skończył ciężką pracę.
 Nie wiem.
 Czy chodzi o chłopca?
Quoyle potrząsnął głową. Jak to wyrazić? Jak powiedzieć, że kocha Petal, a nie Wavey, że
wszystkie jego zasoby miłości już się wyczerpały? Nadeszła chwila i iskra zapaliła się;
302
w niektórych nigdy nie gaśnie. Tak było w wypadku Quoyle'a, dla którego cierpienie i miłość
oznaczały to samo. Związek z Wavey dawał mu zaledwie dobre samopoczucie i
umiarkowaną radość. Powiedział jednak:
- Chodzi o Herolda. Jej męża. Wciąż o nim myśli. On pozostaje głęboko w jej pamięci.
-Erold Prowse! - Starzec zamknął drzwi. - Powiem ci coś o Eroldzie Prowsie. Kiedy zginął, w
wielu miejscach odetchnięto z ulgą. Słyszałeś pewnie o typie kobieciarza, he? Takim właśnie
facetem był Erold. Płodził bękarty po całym wybrzeżu od St. John's do Go Aground. W Misky
Bay traktowali to prawie jak grę: należało przyjrzeć się dzieciakom i sprawdzić, czy nie są
podobne do Erolda. Często były podobne.
- Czy Wavey wiedziała o tym?
- Oczywiście, że tak. Zupełnie zatruł jej życie. Znikał i szla-jał się całymi tygodniami i
miesiącami. Nie, chłopcze, już ty
I się nie martw o Erolda. Oczywiście w pamięci pozostał jako wielce tragiczna postać. A co
innego mogła zrobić? Potem był chłopak. Nie można takiemu dzieciakowi powiedzieć, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.