[ Pobierz całość w formacie PDF ]
to by dodać nieco miodu zauważył, i podał garnuszek. To dziwna i względna
sprawa. Są utwory, o których nie wiem nawet, czy to ja je ułożyłem, czy tylko je
słyszałem, czy może ściągnąłem od innego poety. Chociaż bez wątpienia, mało
jest takich, którzy mogli by się ze mną równać (choć nie uważam się za geniu-
sza, a jedynie za sprawnego rzemieślnika), bowiem jestem płodny. Taka już moja
natura, a pewnie i przeznaczenie. Nawet, gdybym umarł po wydaniu jednej tylko
czy dwóch książek, i tak miałbym zapewnione miejsce w Westminster Abbey.
Nie mając nijak ochoty zgłębiać natury tej osobliwej Yalhalli, Elryk po prostu
puszczał słowa mimo uszu, jak miał to we zwyczaju.
Ale ten lord Soulis. Kto to jest?
O ile wiem, to postać fikcyjna. Przypomniała mi się tutaj ta ballada o trzech
damach, może zresztą rzeczywiście pod wpływem informacji o trzech siostrach.
Gdybym pamiętał dalsze wersy, też bym je wygłosił. Ale to najpewniej czysty
przypadek, książę. Multiwersum pełne jest oryginałów, wszelakich mocy i innych
zjawisk, a postać potrójna jest szczególnie popularna jako przedmiot wersyfikacji,
bowiem można wówczas długo ciągnąć wątek, nie tracąc rymów. Chociaż gusta
się zmieniają. Cóż, poeta modom nie ulega, ale jego sakiewka ma na nie pilne ba-
czenie. A swoją drogą, dziwny jest ten statek, co wszedł nocą do zatoki, prawda?
Elryk statku jeszcze nie widział, odstawił zatem miskę i pospieszył za poetą
do okna, gdzie warowały już od jakiegoś czasu oparte o parapet gospodyni z cór-
ką. Statek zaś miał lśniący, czarno-żółty kadłub, na dziobie nosił znak Chaosu,
z masztu zaś zwieszała się czarno-czerwona bandera z pochodzącym z jakiegoś
nieznanego alfabetu znakiem pośrodku. Jednostka miała osobliwe przegłębienie
na dziób i rufa wystawała z wody tak wysoko, że aż widać było sporą część steru.
Przyczyną musiał być zapewne wysoki, sześcienny obiekt, który spowity w plan-
deki spoczywał na przednim pokładzie. Co pewien czas ładunek jakby drgał kon-
wulsyjnie, potem znów zapadał w bezruch, ale nic nie sugerowało, czym właści-
wie jest ów sześcian. W pewnej chwili Elryk dojrzał jednak postać wyłaniającą się
spod wzniesienia pokładu dziobowego. Postać przystanęła na chwilę na wypole-
rowanych deskach pokładu i zdało się, że spojrzała prosto w okno gospody. Zda-
wało się jedynie, bowiem przyłbica hełmu Gaynora Przeklętego była, jak zwykle,
opuszczona. Równocześnie albinos przypomniał sobie, że ten znak łopoczący na
maszcie, to herb hrabiego Mashabaka. Tak, teraz bez wątpienia byli już rywalami
służącymi wrogim sobie patronom.
Gaynor wrócił do kabiny, po czym z pokładu opuszczono na molo drewniany
trap, a załoga pokładowa, niczym stado leniwych małp, zajęła się jego zabezpie-
czaniem. Wtedy to na ląd zszedł młodzian lat co najwyżej piętnastu, wymuskany
i piękny niczym książątko piratów, z kordem przy jednym boku i szablą przy dru-
gim, i krokiem zdobywcy ruszył w kierunku miasteczka.
90
Dopiero gdy osobnik podszedł bliżej do gospody, Elryk rozpoznał, kto to jest
i zadumał się nieco, jak to obroty sfer multiwersum potrafią kreować osobliwe
przypadki, wiążąc sploty czasu i zmieniając parametry pseudonieskończoności.
Coś jednak ostrzegło go równocześnie, że to może być jedynie iluzja, a może
nawet i gorzej, ktoś iluzją ogarnięty, bez reszty służący Chaosowi i podobnie jak
Gaynor będący już z dawna jedynie marionetką.
Postać szła jednak w sposób tak charakterystyczny i była wyraznie tak rado-
sna, choć wciąż pilnie rozglądała się wokoło, że trudno było przypuścić, iż jest to
ktoś na usługach Gaynora.
Książę odszedł od okna, gdy Ernest Wheldrake brał się już za drzwi, by przy-
witać gościa. Poeta otworzył szeroko błękitne oczy i pisnął dyszkantem:
No proszę, Charion Phatt, przebrana za chłopaka! Kochana moja! Ale ty
wyrosłaś!
Rozdział 2
W którym stare znajomości zostają odnowione, a nowe nawiązane.
Od czasu ich ostatniego spotkania Charion Phatt wyrosła na kobietę, stała się
też o wiele bardziej pewna siebie, przy czym nie miało to w sobie raczej nic z gry
pozorów. Widok Wheldrake a zdziwił ją umiarkowanie, a witając się z nim pil-
nie szukała spojrzeniem jakiejś postaci za jego plecami, aż w końcu wypatrzyła
Elryka.
Przynoszę wam, panowie, zaproszenie na wieczór od kapitana statku
stwierdziła półgłosem.
Od jak dawna jesteś na służbie u księcia Gaynora, panno Phatt? spytał
Elryk, pilnując, by ton pytania był w miarę obojętny.
Dość długo, książę. Mniej więcej od czasu, gdy ostatni raz cię widziałam
tamtego świtu na cygańskim moście. . .
A twoja rodzina?
Dziewczyna przygładziła kasztanowe włosy i koronki i jedwabie koszuli. Na
chwilę przymknęła oczy.
Oni? To właśnie za ich przyczyną sprzymierzyłam się z Gaynorem. Szuka-
my ich razem od czasu tamtego kataklizmu.
Krótko wyjaśniła, jak to Gaynor odnalazł ją w pewnym odległym świecie
uwięzioną jako czarownicę i oznajmił, że on też szuka jej wuja i babki, bowiem
oni tylko, jak uważał, potrafią odnalezć ten jeden szlak poprzez wymiary, który
doprowadzi do trzech sióstr.
A jesteś pewna, że przeżyli? spytał łagodnie Wheldrake.
Jeśli chodzi o wujka i babcię, to tak powiedziała. Co do małego
Koropitha, to on jest jakby dalej, oddzielony ode mnie licznymi zasłonami. Ale
sądzę, że coś z niego wciąż istnieje, gdzieś. . . Po czym oddaliła się, by kupić
w mieście, jak powiedziała, kilka luksusowych drobiazgów.
Zakochany jestem, prawdziwie zakochany wyznał Wheldrake, Elryk
zaś powstrzymał się od komentarza na temat lekkiej różnicy wieku. Poeta bowiem
dobiegał gdzieś pięćdziesiątki, dziewczę zaś nie skończyło jeszcze lat osiemnastu.
Takie rzeczy nic nie znaczą, gdy dwa serca biją jednym rytmem po-
92
wiedział ni stąd, ni zowąd Wheldrake i nie było wiadomo, czy siebie cytuje, czy
kogoś innego.
Elryk nadal milczał, ignorując rozemocjonowanego przyjaciela i rozmyślając
nad złożonością multiwersum, środowiska w końcu znanego mu, jako czarowni-
kowi, pojmowanemu jednak dotąd wyłącznie pod postacią symboli.
Oto symbol Równowagi, szalki pozostające zawsze na jednym poziomie, ideał,
który wielu filozofów pragnęło już osiągnąć, aż przeciwności losu lub zagrożenia
bytu skłaniały ich do drobnych kompromisów i ustępstw wobec Aadu czy Chaosu,
częściej zresztą wobec tego drugiego, jako że bliższy jest on naturze większości
czarowników. I tak odbierali sobie na zawsze możliwość osiągnięcia owego ce-
lu, który wytyczał m drogę przez znaczną część żywota, a dla niektórych miał być
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pobieranie ^ do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ download ^ ebook
Menu
- Home
- Sean Michael Center 01 Center of the Earth and Sky
- Beaton M.C. Agatha Raisin 12 Agatha Raisin i zemsta topielicy
- 46.Michael Reaves Era Powstania Imperium Noce Coruscant I. Pogrom Jedi
- Koryta Michael Lincoln Perry 01 Ostatnie do w
- Evil Triumphant Michael A. Stackpole(1)
- Wiktor Willmann Ze wspomnien wojennych lotnika
- Crissy Smith [Were Chronicles 01] Pack Alpha
- Żeromski Stefan Duma o hetmanie
- Logan; Newman and Rahner on the Way of Faith  and Wittgenstein come too
- J.Jandula
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- bhp-bytom.keep.pl
Cytat
Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.