[ Pobierz całość w formacie PDF ]
własne kroki, słyszała szelest każdego suchego listka, który kruszyła stopami, nawet żadnego ptaka nie
było widać, ani jeden promień słoneczny nie przedostawał się przez wielkie, gęste gałęzie drzew;
wysokie pnie stały tak blisko jeden drugiego, że gdy patrzała prosto przed siebie, wydawało się jej, że
otacza ją płot z belek. Ach, jakaż tu panowała pustka i głusza, nigdy jeszcze takiej nie zaznała!
Noc stawała się ciemna, nawet żaden robaczek świętojański nie błyszczał wśród mchu, ułożyła się
zmartwiona do snu. Wydawało jej się, że gałęzie otwierają się nad nią i że dobry Bóg patrzy na nią
łagodnie, a małe aniołki wyglądają znad jego głowy i spod jego ramion.
Kiedy się nazajutrz obudziła, nie wiedziała, czy jej się to śniło, czy to było naprawdę. Zrobiła parę
kroków i spotkała staruszkę z koszem pełnym jagód; staruszka dała jej parę jagódek. Eliza pytała, czy
nie widziała jedenastu królewiczów jadących konno przez las.
- Nie! - powiedziała stara. - Ale widziałam wczoraj jedenaście łabędzi ze złotymi koronami na głowach,
płynęły tu rzeką w pobliżu! I zaprowadziła Elizę trochę dalej nad urwisko; w dole wiła się rzeczka,
drzewa rosnące na brzegu wyciągały ku sobie długie, pełne liści gałęzie, a tam, gdzie nie były dość
wysokie, by dosięgnąć jedno drugiego, uwalniały swe korzenie z ziemi i zwieszały się nad wodą,
splecione z gałęziami. Eliza pożegnała staruszkę i poszła wzdłuż rzeki aż do miejsca, gdzie wpadała ona
do wielkiego, otwartego morza.
Przed młodą dziewczyną rozciągało się wielkie, wspaniałe morze, ale nie widziała ani jednego żagla, ani
jednej łódki, jakżeż miała się dalej przedostać? Patrzyła na niezliczone małe kamyki leżące na brzegu
wody; woda oszlifowała je gładko. Szkło, żelazo, kamienie - wszystko zostało ukształtowane przez
wodę, która była o wiele miększa niż jej delikatna ręka. "Woda niestrudzenie pracuje i wygładza nawet
twarde kamienie; pragnę być równie niestrudzona! Dziękuję wam za waszą naukę, czyste, bijące fale!
Serce mi mówi, że kiedyś zaniesiecie mnie do moich ukochanych braci!" Na morskiej trawie, spłukanej
wodą, leżało jedenaście białych piór łabędzich; Eliza zrobiła z nich wiązankę; krople wody błyszczały na
piórach, nikt nie wiedział, czy to była rosa, czy łzy. Samotnie było na brzegu, ale Eliza nie czuła tego,
bo morze wiecznie się zmieniało, w ciągu paru godzin więcej razy zmieniało swój wygląd niż jeziora w
ciągu całego roku. Kiedy nadciągała wielka, ciemna chmura, wydawało się, że morze chce powiedzieć:
"I ja też potrafię wyglądać ponuro"; gdy wiał wiatr, fale obracały się białymi grzbietami, lecz gdy
chmury stawały się czerwone, a wiatr zasypiał, morze wyglądało jak płatek róży: raz było zielone, to,
znowu białe, ale nawet kiedy było w zupełnym spoczynku, przy brzegu poruszało się z lekka; woda
wznosiła się łagodnie jak oddech śpiącego dziecka.
Kiedy słońce chyliło się ku zachodowi, Eliza zobaczyła jedenaście dzikich łabędzi w złotych koronach na
głowach, lecących w kierunku lądu; leciały jeden za drugim i wyglądały jak długa, biała wstęga; wtedy
Eliza weszła na urwisko i ukryła się za krzakiem; łabędzie spuściły się na ziemię tuż koło niej i biły
dużymi, białymi skrzydłami.
W tej samej chwili, kiedy słońce zanurzyło się w wodzie, opadły nagle z nich łabędzie pióra i ukazało się
jedenastu królewiczów, braci Elizy. Dziewczynka krzyknęła głośno, bo chociaż zmienili się bardzo,
sercem ich poznała, wiedziała, że to są oni; rzuciła się im w ramiona, wołała ich po imieniu, a oni
cieszyli się widząc swą małą siostrzyczkę, taką już teraz dużą i śliczną. Zmiali się i płakali opowiadając
sobie wzajemnie o tym, jaka macocha była zła dla nich wszystkich.
- My bracia - powiedział najstarszy - latamy jako dzikie łabędzie, dopóki słońce świeci na niebie; ale
gdy tylko zachodzi, przemieniamy się w ludzi; i dlatego musimy zawsze uważać, aby podczas zachodu
słońca mieć pod nogami stały ląd, bo gdybyśmy wówczas lecieli pod obłokami, spadlibyśmy jako ludzie
w dół. Nie mieszkamy tutaj; po drugiej stronie morza znajduje się równie piękny kraj; ale droga
prowadząca tam jest długa, musimy lecieć nad wielkim morzem i nie ma żadnej wyspy, na której
moglibyśmy przenocować; jedynie w połowie drogi wystaje samotna skała; jest tak mała, że możemy
się na niej pomieścić tylko ciasno jeden obok drugiego; przy silniejszej fali opryskuje nas woda, ale
dziękujemy Bogu i za to; tam nocujemy, kiedy jesteśmy w ludzkiej postaci; gdyby nie ta skała, nie
zobaczylibyśmy nigdy naszej ukochanej ojczyzny; najdłuższe dwa dni w roku zużywamy na nasz lot.
Tylko raz do roku możemy odwiedzić naszą ojczyznę,
wolno nam zostać tu przez jedenaście dni, aby oblecieć ten wielki las, skąd możemy zobaczyć zamek,
gdzieśmy się urodzili i gdzie mieszka nasz ojciec, i wysoką wieżę kościoła, w którym jest pochowana
nasza matka. Tutaj wydaje się nam, jak gdyby drzewa i krzaki były z nami spokrewnione, tutaj dzikie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pobieranie ^ do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ download ^ ebook
Menu
- Home
- 09.Anderson_Carolin_Milosna_dieta_ Zatoka_goracych_serc
- Andersen, Kai Heart of the Woolf (Loose Id)
- 357. Anderson Natalie Mroczny sekret
- 08 Evangeline Anderson Willing Submission
- Dozgonna miĹoĹÄ Caroline Anderson
- Anderson_Caroline_ _Cud_miÄšâoÄšâşci
- Anderson, Evangeline Pledge Slave
- Heinlein, Robert A If This Goes On
- Malpas Jodi Ellen Ten mćÂśźczyzna 03 Jego namićÂt nośÂćÂ
- H. Tietze _ Kombucza cudowny grzyb
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- adam123.opx.pl
Cytat
Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.