Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Cholera, cholera, cholera! Proszę, tylko nie znowu.
 Dzień dobry, kwiatuszku.  Patrick pewnym krokiem wchodzi
do biura.
 Dzień dobry.  Nie odrywam się od bezowocnych poszukiwań.
Zasługuję na medal za beztroskę.
 Aadne kwiaty.  Nie umknął mi pytający ton.
 Tak, od brata  mówię szybko.
 Jak miło  uśmiecha się, idąc do swojego biura.
Telefon zaczyna tańczyć na biurku, informując mnie o nowej
wiadomości.
 Jesteś piękna i wiem, że o tym wiesz, kokietko! Tęsknię.
Rozpływam się ze szczęścia. Też za nim tęsknię, ale boję się, że
będę musiała po raz trzeci udać się do doktor Monroe. To
niedorzeczne. Trzymając komórkę w ręce, stwierdzam, że równie
dobrze mogę wykonać telefon, którego nie chcę. Matt odbiera po
drugim sygnale.
 Ava?  Sprawia wrażenie zadowolonego.
 Mogę odebrać swoje rzeczy?  Przechodzę do sedna. Gdybym
ich nie potrzebowała, w ogóle bym do niego nie zadzwoniła.
Rozmowa z Mattem męczy mnie fizycznie. Jak to się możliwe, że
byliśmy razem cztery lata.
 Oczywiście.
 Mogę wpaść we wtorek po pracy? Trochę po szóstej?
 Pewnie, nie mogę się doczekać  odpowiada radośnie.
Mam ochotę syknąć przez telefon: Dlaczego zadzwoniłeś do
moich rodziców, ty zasrańcu?  ale wiem, że pewnie oczekuje jakieś
gwałtownej reakcji z mojej strony i nie zamierzam mu jej dać.
 Super, do zobaczenia.  Dlaczego to powiedziałam? Zabrzmiało,
jakbym nie mogła się doczekać.
 Dobra, do zobaczenia  mówi niemal z radością.
Wzdrygam się i rozłączam. Najchętniej wysłałabym Kate po swoje
rzeczy, ale wiem, że wtedy skończyłoby się łzami, a nawet policyjną
interwencją. Sama załatwię sprawy w dziesięć minut. Powstrzymam
się przez ten czas, aby mu przyłożyć.
 Avo, chcesz kawy?
Podnoszę wzrok i widzę Sally, która bawi się swoją kitką. Jest
jakaś inna.
 Poproszę. Jak ci minął weekend, Sal?  Porusza się nerwowo i
oblewa rumieńcem. Po chwili zauważam, że zamiast golfu włożyła
bluzkę z głębokim dekoltem. Wow! Sal ma niezłe cycki! Kto by
pomyślał?
 Dobrze, dzięki.  Pędzi do kuchni, a ja uśmiecham się do siebie.
Nasza nudna Sal mogła zaliczyć w weekend jakiegoś faceta.
Odkładam telefon i zaczynam przeglądać dokumenty, żeby
przygotować się na środowe spotkanie z panem Van Der Hausem. O
dziesiątej trzydzieści biorę swoje rzeczy i wychodzę na spotkania.
 Sal, powiedz Patrickowi, że wychodzę i wrócę około czwartej
trzydzieści.
 Nie ma sprawy  mówi z entuzjazmem znad faktur.
Tak, zdecydowanie chodzi o faceta. Czy mężczyzni rzeczywiście
mają na nas, kobiety, taki duży wpływ? W drzwiach mijam Victorię i
Toma.
 Kochanie, jak minął weekend?  pyta śpiewnie Tom.
 Doskonale  odpowiadam, przyjmując jego pocałunek w
powietrzu.  Muszę lecieć. Wrócę około czwartej trzydzieści.
 Przepraszam  burczy Victoria, przepychając się obok mnie.
 Co się jej stało?  pytam Toma.
Tom wznosi oczy.
 Doprawdy nie wiem. Dzwoniła w sobotę, mówiąc, że się
zakochała, a dzisiaj rano spotykam ją całą nabzdyczoną.
 Drew?
Tom wzrusza ramionami.
 Nie chce o tym mówić, a to niedobry znak. Zobaczę, czy coś z
niej wyciągnę. Pogadamy pózniej.
W drodze do metra wchodzę do apteki, żeby uzupełnić
uszczuplone zapasy. Idę w kierunku witamin, przypominając sobie
informacje, które wyczytałam w internetowym artykule o
alkoholikach. Kiedy mam wrażenie, że przeczytałam milion etykiet,
postanawiam porozmawiać z farmaceutą. Po krótkiej rozmowie
poleca mi kilka specyfików, ale namawia na wizytę u lekarza, jeśli się
martwię. Czy się martwię? Jesse uważa, że nie jest alkoholikiem i z
pewnością nie będzie zadowolony, kiedy zobaczy witaminy. W każ-
dym razie i tak je kupuję. Na pewno nie zaszkodzą. Kiedy idę
Kensington High, słyszę Billa Withersa śpiewającego Ain t No
Sunshine w mojej torebce. Uśmiecham się. Teraz z nim
porozmawiam i nie będę musiała się martwić, że wpadnie w panikę,
jak nie odbiorę telefonu podczas spotkania z klientami. Muszę
zapewnić mu równowagę, a jeśli oznacza to krótką rozmowę
telefoniczną, niech tak będzie.
 Cześć  mówię na powitanie.
 Boże, jak się za tobą stęskniłem.  Brzmi niezwykle smutno, a
przecież minęły dopiero cztery godziny, odkąd wziął mnie na
kuchennym blacie.
 Gdzie jesteś?  pytam.
 W Rezydencji. Wszystko jest pod kontrolą. Nie potrzebują mnie
tu, a czy ty mnie potrzebujesz?
Nie widzę go, ale wiem, że wydyma usta.
 Jak zawsze.  Wiem, że właśnie to chce usłyszeć.
 Teraz?  pyta z nadzieją.
 Jesse, jestem w pracy.  Staram się nie brzmieć na zmęczoną, ale
czeka mnie niezwykle pracowity dzień.
 Wiem  mruczy smutno.  Co robisz? Dokładnie w tej chwili?
 Idę na spotkanie z klientem. Właśnie jestem na miejscu, więc
musimy kończyć.  Może on nie musi pracować, ale ja mam
obowiązki.
 Aha, okej.  Przepełniony smutkiem głos wzbudza we mnie
poczucie winy. Zatrzymuję się i spoglądam w górę.
 Zostanę dziś na noc  mówię w nadziei, że tym go udobrucham.
 No myślę, przecież tam mieszkasz!
Wznoszę oczy.
 Do zobaczenia pózniej.
 O której?  naciska.
 Trochę po szóstej.
 Kocham cię  szepcze.
 Wiem.  Rozłączam się i idę po schodach do drzwi nowego
domu państwa Kent.
 Aadne kwiaty.
Podnoszę głowę i widzę stojącą przy moim biurku Victorię. Jest
mniej pomarańczowa, ale równie nieszczęśliwa jak rano.
 Wszystko w porządku?  pytam, zastanawiając się, czy Tomowi
udało się wyciągnąć z niej jakieś informacje.
 Nie za bardzo.
 Chcesz coś dodać?  sugeruję.
Wzrusza ramionami.
 Nie za bardzo.
Staram się nie wyglądać na znudzoną, ale to cholernie trudne. Nie
mam siły na wyciąganie z niej informacji. Wstaję i idę do kuchni po
ciastka. Potrzebuję cukru. W kuchni zastaję Sally.
 Cześć  mówi z zadowoleniem. Teraz jestem przygotowana,
żeby przycisnąć Sally i dowiedzieć się czegoś więcej. Umieram z
ciekawości, co spowodowało wielki uśmiech na jej twarzy i zachęciło
do włożenia bluzki z dekoltem.
 Jak minął weekend, Sal?  pytam od niechcenia, sięgając po [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.