Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przedmioty znajdujące się w pomieszczeniu?
Wolno zbliżyła się do jednego ze stołów. Stał na nim puchar o podstawie z bursztynu,
lecz pękniętej, zmatowiałej i starej. Kielich zaś wykonany był z jakiejś szarobiałej substancji
o połyskliwym wnętrzu. Obok, ostrzem skierowanym ku schodom, leżał nóż o rękojeści takiej
jak kielich, a ostrzu& Cofnęła się, gdyż wzdłuż ostrza przesuwały się linie czerwieni, jak
gdyby ryty zakazanej wiedzy.
Leżała tam również otwarta księga o pożółkłych kartkach zapisanych ciężkim,
czarnym pismem, jakiego dotąd nie widziała. Początkowe inicjały na każdej stronie
przedstawiały scenki, których wymowa przyprawiała Ysmay o rumieniec wstydu. Na stole
stała ponadto urna z metalowym dzwoneczkiem, którego serce zastępowała leżąca obok
pałeczka. Nad całością górował świecznik o rzezbionej podstawie, której wzór ponownie
wprawił Ysmay w dziewczęce zakłopotanie.
Zło było tu tak namacalne, jak gdyby zawisło w postaci czarnej chmury. Cofając się,
Ysmay wpadła na stół zapełniony tym razem różnorodnymi kawałkami bursztynu, wśród
których zobaczyła również i te przywiezione z Uppsdale.
Widziała tyle, aby być pewną, że są to przyrządy i pomoce używane do czarnej magii.
Miniona noc była jedną z czterech w roku, podczas których najsilniej można było
wyzwolić zarówno magię białą, jak i czarną. Czego zatem w taką noc, w zimnie i panującym
tu mroku, może szukać Hylle? Odpowiedz nasuwała się sama. W ślad za nią w umyśle Ysmay
zrodziło się pytanie o przyszłość. Przypomniała sobie z jaką łatwością udało się jej tutaj
wejść. Takie miejsca muszą być przecież strzeżone, a ona wślizgnęła się jak do zwyczajnej,
opuszczonej komnaty.
Czy to pułapka, w którą bezwiednie wpadła? Musiała to sprawdzić. Zciskając amulet,
ruszyła ku schodom.
Gdy schodziła do najniżej położonej komnaty, nagle zamarła w bezruchu. W lustrze
opodal, oprócz swojego odbicia, zauważyła jeszcze jedną postać. Jej widok napawał trwogą.
Wkrótce jednak przekonała się, że to odbicie bursztynowego posągu stojącego w pobliżu.
Ysmay nie pamiętała, by stał tutaj, gdy wchodziła do wieży. Skąd się zatem wziął?
Podbiegła do drzwi. Ku jej nieopisanej uldze ustąpiły po pierwszym pchnięciu i, jak
poprzednio, Ysmay przemknęła pod ścianami okalającymi dziedziniec.
Wpadła do pustej sieni, z trudem łapiąc oddech. Spokojniej już doszła do sypialni i
zbliżyła się do okna. Jeśli nikt jej nie obserwował, to wzmagająca się zamieć do rana zatrze
wszystkie ślady. Chwilowo nie powinno jej nic grozić. Ale co dalej? Jeśli Hylle dysponuje tak
straszliwą potęgą, a skutki jej działania widziała na własne oczy, to jakie ma szansę działając
przeciwko niemu?
Mogła stąd uciec, korzystając z ciemności, ale bez odpowiedniego przygotowania i
bez znajomości okolicy oznaczało to pewną śmierć. Z drugiej zaś strony pozostanie tu mogło
być oczekiwaniem na coś jeszcze gorszego&
Targana sprzecznymi myślami, Ysmay rozebrała się, zaciągnęła zasłony i wślizgnęła
do łoża.
* * *
Nie potrafią określić, jak długo spała. Obudziła się nagle, jak gdyby na rozkaz, usiadła
na skraju łoża całkowicie rozbudzona: wokół panowała szarość przedświtu. Wzory na
zasłonach były wyrazne - jakby rozświetlone wewnętrznym blaskiem. Było ich wiele, ale
najwyrazniejsza okazała się kobieca twarz& Twarz kobiety uwięzionej w bursztynowym
walcu!
Ku swemu zaskoczeniu i przerażeniu zobaczyła, że haftowane wargi poruszają się,
jakby chciały przemówić.
- Wąż& klucz& klucz& - dobiegł ją subtelny szept.
Zwiatło zbladło, motywy na zasłonach stały się niewidoczne, a wąż na jej ręce
emanował wewnętrznym ciepłem.
Klucz& ale do czego? Gdzie szukać zamka? - powiedziała do siebie. Odsunęła
zasłony. Zwiatło. Dziś nie była w stanie wrócić do wieży. Jeśli miała na nowo podjąć tę
próbę, to musiała poczekać do nocy.
* * *
Dzień wlókł się w nieskończoność. Ningue przyniosła świąteczny posiłek i pozostała
w komnacie, podczas gdy Ysmay wysilała się nad ułożeniem jakiegoś planu działania. Nie
próbowała ponownie uśpić starej, bo to byłoby zbyt niebezpieczne, gdyż z pewnością
wzbudziłoby niepożądane domysły. Czy jej dzisiejsze towarzystwo było oznaką
wzbierających się wokół Ysmay podejrzeń?
Plany spełzły na niczym, gdyż około południa powrócił Hylle. Swe pierwsze kroki
skierował do wieży, co Ysmay początkowo przyjęła z ulgą. Po chwili jednak ogarnął ją
niepokój. Zastanawiała się, czy jej nocna wizyta nie pozostawiła jakichś śladów. Ten, kto
przyniósł bursztynowy posąg, mógł ją przecież zauważyć.
Drżącymi palcami dotknęła węża-bransoletki. Klucz? Do czego? Postanowiła go
dzielnie strzec.
Gdy odzyskała kontrolę nad emocjami, zeszła do niższej komnaty, gdzie Ningue
zastawiała stół do wieczornego posiłku.
- Mój Pan powrócił? - rzekła Ysmay, udając zaskoczenie.
- Tak, Pani. Czy życzysz sobie zaprosić go do stołu?
- To noc zabawy i jeśli nie jest zmęczony podróżą, to może znajdzie czas na odrobinę
przyjemności. Czy mogłabyś posłać po niego?
- Sama pójdę, Pani. Zjawi się z pewnością - zabrzmiało to tak, jakby to ona
decydowała o poczynaniach Hylla.
Ysmay stanęła przy kominku, zbierając siły przed spotkaniem. Hylle od początku
wydał się jej dziwny. Teraz poznała prawdę o nim.
Ningue wreszcie wróciła oznajmiając w progu:
- Pani, Lord przygotował ucztę na twą cześć. Pragnie abyś& - Umilkła, gdyż Hylle
stanął w drzwiach. Rozwinął trzymany pod pachą pakunek, ukazując miodową suknię z
jedwabiu z bursztynowymi zapinkami pod szyją i na rękawach.
- Prezent dla mojej Pani - zarzucił Ysmay suknię na ramiona.
- Uczta czeka, a więc chodzmy się zabawić według zwyczaju twego kraju, Pani.
Nie potrafiła mu wymknąć się, złapał ją jak w sieć. Poczuła dziwną suchość w gardle.
Zastanawiała się, po co była mu potrzebna. Czuła, że wkrótce dowie się wszystkiego.
Gdy szli przez dziedziniec, wyglądali jak prawdziwie kochające się małżeństwo. Tak
też weszli do lustrzanej komnaty, jak ją w myślach nazwała. Była obficiej oświetlona, a
bursztynowy demon stał jak ostatnio, tyle tylko, że teraz patrzył w stronę drzwi, a nie w głąb
pomieszczenia.
Ramię Hylla zacieśniało się wokół jej talii. Drugą rękę wyciągnął przed siebie,
wykonując jakieś magiczne gesty. Stwór drgnął, przeciągając się jak kot, zupełnie jakby był
żywą istotą, a nie rzezbą. Ysmay usłyszała cichy śmiech Hylla.
- Przestraszyło cię to. Pani? Czyż nie ostrzegałem cię, że zdobywam wiedzę dziwnymi
drogami. Teraz zobaczysz, że mam też dziwne sługi. Chodzmy dalej!
Próbowała zwalczyć ogarniające ją przerażenie. To, że spotka ją coś złego, nie budziło
już cienia wątpliwości. Zdecydowana była jednak nie poddawać się.
Przez osłonę materiału, którym ją Hylle owinął, namacała głowę węża.
- Witaj Pani w sercu Ouayth, którego tajemnice próbowałaś wykraść, a które teraz
poznasz. Czy będziesz z tego zadowolona, to już zupełnie inna sprawa - rzekł, wprowadzając
ją do wnętrza podwójnej gwiazdy i ustawiając tak, aby spoglądała na uwięzioną w bursztynie
parę.
VI
- Nazywasz siebie Lady Quayth, Ysmay z Uppsdale. Przyjrzyj się prawdziwej pani
tego grodu - Yaal. Podróżującej w Myślach. Swoją drogą zastanawiam się, gdzie teraz
podróżują jej myśli - bo mogą się poruszać. Dziewko, to, co płynie w twych żyłach, nie da się
przyrównać do szlachetności jej krwi. Ona dzierżyła władzę, zanim jeszcze twój lud wyszedł
z jaskiń! - wyglądał jakby zarazem ją podziwiał i nienawidził. Tyle uczucia naraz nie widziała
w nim nigdy dotąd. - Yaal jest kimś, o kim nie śniło się dotąd waszym największym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.