Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dobrze, jeśli uda się przynajmniej uniknąć inwazji szarańczy , pomyślał Chalil.
ZiewnÄ…Å‚, wyciÄ…gajÄ…c ramiona ku niebu.
Z prowizorycznego siedzenia oderwał się kawałek kamienia, po czym
natychmiast zniknął w ciemnościach ulicy piętnaście metrów niżej.
Chalil poleciał do tyłu.
W absolutnej ciszy.
Ledwie zdążył czknąć, zaskoczony.
Błyskawicznie uczepił się murku, który ciągnął go w przepaść.
Przebierał palcami w pustce. Zahaczył o coś paznokciami.
Zacisnąwszy z całej siły pięści, napiął mięśnie brzucha, z torsem niebezpiecznie
przechylonym ku śmierci.
Po czym, wstrzymując oddech, przewrócił się na właściwą stronę.
Spadł swobodnie między szczelinami dachu, dziękując Allahowi drżącym
szeptem.
O mały włos poleciałby na dół i roztrzaskał o ubitą ziemię; kości czaszki
rozsypałyby mu się niczym rozbita skorupa, a mózg rozpłynąłby się wśród odłamków.
Chalil skupił całą uwagę na gwiazdach.
Naprawdę niewiele brakowało...
Gdyby opatulił się wcześniej kocem, nie uszedłby z życiem.
Powietrze wydało mu się teraz przyjemniejsze. Nagle zaskrzypiało drewno
drabiny.
Nikogo.
Podszedł bliżej, ciągnąc po zakurzonej podłodze dachu mokasyny z
wygarbowanej skóry. Zajrzał do dziury z dłonią zaciśniętą na żerdzi.
W dole było zupełnie ciemno i Chalil nic nie zobaczył.
Naraz jedna z żerdzi zaskrzypiała ponownie.
Chalil przykucnął i wsadził głowę do czarnego otworu w kształcie kwadratu.
Może to dziewczyna z pierwszego piętra?
- Jest tam kto? - szepnÄ…Å‚. - Mino, to ty?
Zaledwie metr od jego twarzy zarysował się jakiś kształt. Po czym z mroków
nocy wyłoniła się czyjaś dziwna głowa.
Dwoje żółtych oczu. Nieludzkich.
Chalil odskoczył do tyłu z krzykiem. Gdy oparł się o drabinę, aby móc bardziej
się odchylić, zaczęła się kołysać.
Nagle rozległo się wściekłe miauczenie, a z dziury wypadł, prychając, kot,
któremu zakłócono spokój.
Tymczasem Azim, który zdążył szybko zeskoczyć z hamaka, biegł już na
pomoc koledze, trzymając dłoń na kaburze przy pasie.
- Co się dzieje? - wyjąkał, nie do końca rozbudzony. Chalil z ulgą wybuchnął
śmiechem.
- Co? No co? - dopytywał się Azim, który wcale nie podzielał jego dobrego
samopoczucia.
- Nic; to tylko kot. Kot, który napędził mi strachu.
Całe nagromadzone w nim napięcie opuściło Azima podczas jednego długiego
wydechu. Detektyw potarł twarz dłonią.
Wtem Chalil zerwał się na równe nogi.
- Sygnał! Sygnał! Młodzieniec, którego cała radość ulotniła się w jednej chwili,
wybałuszył oczy, pokazując palcem na północ.
Spojrzawszy we wskazanym kierunku, Azim dostrzegł na szczycie
niewielkiego budynku światło poruszające się w prawo i lewo.
Zacisnął pięść.
Nareszcie.
Ghul wyszedł z nory.
CZZ TRZECIA
29
Cały fragment, który Marion właśnie przeczytała, został napisany w osobliwy
sposób.
W miejscu, w którym autor dziennika, Jeremy Matheson, zakończył
prezentowanie swoich wniosków o domniemanej winie Francisa Keoraza, narysował
ogromną strzałkę odsyłającą czytelnika do ostatnich stron. Marion znalazła tam
dodatkowy, długi rozdział poświęcony wyłącznie Azimowi i opisowi nocy spędzonej
na polowaniu na potwora. Najwyrazniej Jeremy wykorzystał częściowo opowieść
swojego kolegi, ale także rozmaite zeznania, które zdołał usłyszeć, na przykład
znanego mu osobiście Chalila.
Marion podejrzewała jednak, że przy opisie uczuć, jakie targały Azimem,
Jeremy ego za bardzo poniosła wyobraznia. Chwilami zachowywał się tak, jakby
znajdował się w skórze egipskiego detektywa.
Ów odsyÅ‚acz na sam koniec dziennika - jakby chodziÅ‚o o dodany w ostatniej
chwili fragment, którego nie można by wstawić inaczej niż za pomocą strzałki
narysowanej na górze każdej strony - wydawał się dziwny. Marion postanowiła więc,
że gdy przekroczy połowę czytanego właśnie rozdziału, będzie czytać na przemian z
tym dołączonym. W ten sposób przechodziła kolejno od polowania Azima na uliczkach
Kairu do kolacji Jeremy ego u Keorazów. Dzięki temu napięcie wzrosło jeszcze
bardziej.
W pewnej chwili wyprostowała się trochę na łóżku i sprawdziła godzinę na
budziku.
Wpół do pierwszej.
Robiło się pózno. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.