Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na temat tego wariackiego przedsięwzięcia. Pozostawało więc tylko usłuchać rozkazu.
- Druga drużyna za mną - rozkazał Heide, za rzucając na ramię pistolet maszynowy.
Ruszyliśmy ulicą, to znaczy tym, co kiedyś powinno było być ulicą. Teraz był to tylko
gigantyczny gulasz, złożony z nie wiedzieć ilu domów razem zamieszanych chochlą cyklopa.
W wiadrze leżała odcięta głowa dziecka, wpatrzona w niebo zdumionym wzrokiem. Ofiara
granatu czy zboczeńca? Wszędzie straszliwie okaleczone ciała, większość cywilów, mało
żołnierzy. Pełzniemy przez ruiny. Porta znalazł jamę w pagórku ruin i wskoczył do niej.
- Zostaję tutaj - oświadczył, rozstawiając karabin maszynowy na pozycji. - To idealne
miejsce, by was osłaniać.
- Nie ma mowy! - krzyczy Heide. - Idz dalej. Jestem dowódcą drużyny i rozkazuję ci
zmienić pozycję.
- Chcesz dostać w ryja? Nieprzyjacielska salwa cisnęła Heidego kolo
Porty.
71
- Złożę meldunek do pułku, możesz na mnie liczyć.
- Jak sobie chcesz, ale pod warunkiem, że wrócisz żywy.
Pojawił się Hauptmann Schwan, biegnąc po obróconej w gruzy ulicy.
- Unteroffizier Heide, na co jeszcze czekasz? Naprzód do bunkra!
Heide ze złym spojrzeniem podniósł się do połowy.
- Herr Hauptmann, składam meldunek - przerwał Porta. - Karabiny maszynowe na
pozycji zgodnie z otrzymanym rozkazem, gotowe do osłaniania ogniem.
- Naprzód, Unteroffizier! - ryknął Hauptmann do Heidego, który oniemiał na
bezczelność Porty.
- Ten cholerny łajdak zapłaci mi za to! - warknął wściekle Heide i skoczył w stronę
bunkra, nie zważając na nadlatujące pociski, do tego stopnia jego żołnierska dusza poczuła się
zraniona.
Posuwałem się małymi skokami, mając za sobą Gregora i fizyliera piechoty morskiej
Ponza, świeżo przybyłego do kompanii jako jedyny, który przeżył z flotylli rzecznej Donu.
Ogień broni maszynowej siekł o kilka centymetrów nad ziemią. Zaczęto strzelać do nas z
granatników; trzeba więc było dostać się do podstawy bunkra, zanim tamci poprawią
celownik. Uderzenie w bok odbiera mi oddech, serce bije mi jak oszalałe i z rozpaczy gryzę
śnieg.
- Dosyć wygłupów! - warczy, popychając mnie, Heide. - Skaczesz pierwszy, śmieciu!
- Nie mogę. Moje serce...
- Skacz, gnoju!
77
Trzeszczy karabin maszynowy Porty, pociski wbijają się w ścianę wielkiego bunkra.
Przy karabinie maszynowym Porta jest asem. Kurczę się gotów do skoku, ale boję się
straszliwie; ostrzał jest zbyt bliski... Skaczę... W chwili gdy znów padam na ziemię, reszta
naszych jest już koło mnie; marynarz niesie worek granatów, ale tym razem to on już nie
może.
- Możecie sobie nasrać na plecy biednego marynarza - jęczy. - W tej dziurze
skończyłem z wojną i szczam na Fiihrera, ojczyznę i Rzeszę!
- Zamknij pysk! - ryczy Heide. - Ale nie spodziewaj się, że do mnie wrócisz!
Zastanawiam się, czemu Fuhrer przysyła nam swoją zasraną Marynarkę!
Granatniki plują, karabiny maszynowe trzeszczą. Tamci widzą nas z górnych okien
wielkiej stalowni i wiedzą co to znaczy, jeśli bunkier padnie. To będzie upadek Krasnogo
Oktiabra, dumy Stalingradu.
Ale pozostaje najgorsza część zadania. Trzeba wspiąć się na skarpę, trzymaną przez
nich ze wszystkich stron pod ogniem. Heide skacze pierwszy. Biegnie po śniegu, przeskakuje
jakiś krzak i znika u stóp bunkra.
Drę się do marynarza: - Zostajesz czy idziesz?
- Drań! - odpowiada, chowając się głębiej w swej dziurze.
Wielkim skokiem ląduję koło Heidego, tuż pod murem bunkra, wznoszącym się nad
nami na kolosalną wysokość, tak kolosalną, że nigdy się tam nie dostaniemy. Lokuję się za
wielkim blokiem betonu, gdzie czuję się odrobinę osłonięty.
- Boisz się, mokra cipo! - drwi Heide. - Przynieś granaty.
- Marynarz je ma.
Heide patrzy na mnie ze zdumieniem.
- Nie chcesz chyba powiedzieć, że jesteś tutaj bez granatów?
- Niósł je marynarz zgodnie z rozkazem. Ja nie jestem grenadierem!
- Jesteś najlepszym w całej kompanii. Wracaj i poszukaj ich!
- Chyba zwariowałeś! Przecież się tam nie przedostanę.
- Wracaj! To rozkaz.
- Nie! - wrzeszczę. - Zwariowałeś! Każ przyjść marynarzowi, który je ma. Wiem, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.