Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szukać ramion mężczyzny? Była wtedy pogrążona w głębo-
kim śnie...
Hank był zimny i obojętny aż do ich prywatnej sesji z Bar-
barą. A ożywienie, jakie wtedy okazał, było jednak zdaniem
Angeli tylko grą, aby nie wzbudzić podejrzeń ich mentorki.
- Drobiazgi - zapowiedziała Barbara, gdy Hank i Angela
usadowili się obok siebie na kanapce.
- Drobiazgi? - Hank podniósł wysoko brwi.
- Tak, drobiazgi - powtórzyła Barbara. - Głupstwa,
które was złoszczą i denerwują, wywołując tarcia. O tym
dziś porozmawiamy. - Podała każdemu notesik i ołówek. -
Spiszcie wszystko, co was wyprowadza z równowagi. Nicze-
go nie ukrywajcie. To ma być szczere wyznanie.
Angela zaczęła się zastanawiać, co przez te dwa minione
dni powiedział lub zrobił czy też czego nie zrobił Hank, co
mogło ją poirytować. Nic jej nie przychodziło do głowy. Nie
rozrzucał rzeczy, nie zajmował zbyt długo łazienki... Próbo-
wała coś wymyślić. Obrzuciła Hanka badawczym spojrze-
niem - co nie uszło uwagi Barbary - usiłując dostrzec ukryte
wady Hanka. Hank zaczął coś pisać. Angela zmarszczyła
brwi. Co on znowu wymyślił, jakimi wadami chce ją obda-
rzyć? Co u niej mogło go denerwować? Może to, że nie daje
69
RS
mu w nocy spać, kładąc głowę na jego piersi? Zaczerwieniła
się.
Spojrzała na czystą kartkę swojego notesu i ponownie
zmarszczyła brwi. Musi szybko coś wymyślić... Przecież
każdy ma wady i denerwujące przyzwyczajenia mogące wy-
prowadzić partnerkę z równowagi. Na przykład wyciskanie
pasty do zębów pośrodku tuby albo nieopuszczanie pokrywy
na miskę klozetową. Zaczęła pisać. To nie muszą być pra-
wdziwe wady. Ich małżeństwo nie jest przecież prawdziwe.
Barbara czekała cierpliwie przez blisko piętnaście minut.
- Już dość - powiedziała wreszcie. - Mieliście masę cza-
su na wymienienie wszystkich istotnych drobiazgów. Za-
cznijmy od Angeli. Twój pierwszy zarzut?
- Nigdy nie zadzwoni, by uprzedzić, że spózni się na
obiad. - Angela zerknęła na Hanka w obawie, że ten wybu-
chnie śmiechem.
- I to cię złości? - spytała Barbara.
- Tak. Bo to oznacza, że jestem mniej ważna od jego
pracy - odparła Angela. - Ponadto czasami miewam jakąś
kulinarną inspirację, przygotowuję coś świetnego, nakrywam
najlepszą zastawą i stawiam świece w srebrnych lichtarzykach...
No wiesz, szykuję taki romantyczny wieczór, a on
nie dzwoni i wraca, kiedy ja już szykuję się do spania. A moje
cudo kulinarne jest wyschnięte na wiór... - Spojrzała na
Hanka i w jego wzroku ujrzała iskierki humoru, a także
zapowiedz słodkiej zemsty.
- Mam nadzieję, że wszystko dobrze słyszałeś i wy-
ciągnąłeś odpowiednie wnioski - zwróciła się Barbara do
Hanka.
- Słyszałem i wyciągnąłem wnioski - odparł pokornie
Hank.
- No, to powiedz jej teraz, że jest ci bardzo przykro i że
się poprawisz. - Barbara miała na ustach uśmiech dobrotli-
wej mamy spoglądającej z miłością na parę brykających
dzieciaków.
70
RS
- Jest mi bardzo przykro, kochanie. Nigdy mi swoich
żalów nie wyjawiłaś wprost i nie miałem pojęcia, jak wielką
sprawiam ci przykrość. Na pewno się poprawię...
- Doskonale - pochwaliła Barbara. - A teraz twój pier-
wszy zarzut.
- Angela traktuje seks jako instrument nacisku.
- To nieprawda! - wykrzyknęła Angela.
- To prawda. - Hank poważnie pokiwał głową. - Ilekroć
zrobię albo powiem coś, co ją bardzo zdenerwuje, to tego
wieczoru odmawia kochania się ze mną. Boczy się bardzo
długo. Nawet nie pozwala się pocałować ani uścisnąć.
- Absolutnie śmieszny zarzut! - zaprotestowała Angela.
- Bzdura!
Hank rzucił Barbarze smętne spojrzenie.
- Na dziś już się załatwiłem. To jest trochę twoja wina,
Barbaro. Jestem pewien, że dziś wieczorem Angela nie pozwoli się
nawet dotknąć. Bez względu na to, jak bardzo będę jej pragnąć...
- Czy seks cię mierzi, Angelo? - spytała Barbara. - Fi-
zycznie lub emocjonalnie?
- Ależ nie!
Hank smutno się uśmiechał, patrząc wzrokiem zranionego
jelenia. Trzeba przyznać, że on świetnie gra, pomyślała An-
gela. Ale ja też mogę:
- To nie to, że ja świadomie odwracam się od ciebie
- oświadczyła Hankowi. - Tak dzieje się wtedy, kiedy nie
czuję, że jestem ci potrzebna. Nagle wydaje mi się, że nie
jestem kimś ważnym w twoim życiu. Mam wrażenie, że tra-
ktujesz mnie jako... jako ot, dodatek... do reszty naprawdę
istotnej... A ta reszta to twoja praca, która często przesłania
ci wszystko inne...
Miał wrażenie, że Angela uśmiecha się diabolicznie. Ależ
z niej chytrus. Przerzuciła piłeczkę na jego boisko. Swoją
winę niby magik przekształciła w jego grzech.
- Drogie dzieci... - zaczęła uroczyście Barbara. - Jak to
dobrze, że wyrzuciliście to wszystko z siebie. Teraz będzie
wam lżej, ale musicie zastosować lekarstwo, które mieliście
71
RS
pod ręką, ale o którym zapomnieliście. Wzajemny szacunek!
Małżeństwo cementuje się na bazie wzajemnego szacunku.
Każdy partner musi czuć się ważny i potrzebny. Co masz
jeszcze na swojej liście, Hank?
- Ona związuje włosy...
- %7łeby mi nie przeszkadzały w pracy... - zaprotestowała
Angela nieco zdziwiona, że to właśnie Hanka denerwuje.
- Ale ja bym wolał, żeby nosiła rozpuszczone włosy.
Angelę zaskoczyło, że spojrzenie Hanka było bardzo po-
ważne. To nie dowcip, on naprawdę chciałby, żeby czesała
się inaczej. Zabiło jej żywiej serce.
- No cóż... czasami mogłabym...
- Tak, ten problem nie jest problemem - stwierdziła Bar-
bara. - Czasami możesz włosy spinać, czasami rozpuszczać.
Ot, łatwy małżeński kompromis. %7łeby wszystkie problemy
były takie łatwe do rozwiązania... Teraz znowu twoja kolej,
Angelo. - Co tam dalej masz na swojej liście?
Angeli drżała ręka, gdy podnosiła z kolan notes. Nie mog-
ła się uwolnić od wspomnienia tej krótkiej chwili, kiedy Hank
na nią patrzył, mówiąc o włosach. To nie była gra... Chyba
nie... Spojrzenie intymne, jakby tęskne... A może jej się
przywidziało? Poruszona tym poważnym nastrojem, jaki zro-
dził się między nią a przypisanym na tydzień mężem, zaczęła
odczytywać następną pozycję na swej liście. Hanka na pewno
to rozbawi:
- Czasami Hank traktuje mnie jako sekretarkę, a nie żo-
nę. Dodałabym tu, że nie płaci swej sekretarce połowy tego,
ile jest warta...
Hank zarechotał.
Reszta czasu upłynęła szybko. Barbara już o nic nie pyta-
ła, tylko dużo mówiła o potrzebie kompromisu w małżeń-
stwie i o konieczności unikania scysji, które prowadzą doni-
kąd. A przede wszystkim cierpliwość i wyrozumiałość, za-
kończyła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.