Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pokoju, pogrążonego w ciemności rozświetlanej tylko raz po raz błyskawicami rozdzierającymi
niebo.
 Kto tu jest?  Usłyszała zalękniony głos, gdy, kierując się bardziej wyczuciem niż
wzrokiem, szła do łazienki.
Była to Julinka.
 To ja, Sabina. Nie denerwuj się  powiedziała łagodnie.  Zaraz zapalę świecę!
Błyskawica ponownie oświetliła pokój i wtedy Julinka dopadła do Sabiny i przytuliła się
do niej z całej siły.
 Boję się takiej burzy  chlipnęła, a Południewska objęła ją mocno.
 Ja też się boję  przyznała, gładząc dziewczynkę po głowie.  Ale musimy być dzielne!
Pani Mila zaraz urodzi i potrzebuje naszej pomocy!
Julinka przestała pochlipywać i czekała w napięciu na to, co jeszcze powie jej Sabina.
Ona uwolniła się z uścisku dziewczynki, weszła do łazienki, bardzo szybko odnalazła świece
i kilka z nich zapaliła. W pokoju nagle pojaśniało i wnętrze na powrót zaczęło wyglądać
przytulnie i bezpiecznie. W ciepłym blasku świecy Południewska zobaczyła bladą i ściągniętą
strachem twarz Julinki. Zrobiło się jej strasznie żal tego dobrego dziecka, w którego oczach
wciąż błyszczały łzy. Podeszła do niej i ponownie ją objęła. Poczuła, że mała cała drży.
 Już dobrze  powiedziała uspokajającym głosem.  Burza zaraz przejdzie. Pułkownik
Janicki z panem Kowalem naprawią agregat i zapali się światło. Na pewno nic złego się nie
stanie!
 Obiecujesz?  spytała dziewczynka cichutko, a Sabina potwierdziła.
 Może zejdziesz do kuchni?  Południewska uważała, że Julince lepiej by zrobiło, gdyby
znalazła się w towarzystwie.  Tam są wszyscy, nie będzie ci smutno.
Julina przecząco pokręciła głową. Nie chciała. Wolała zostać tutaj. Sabina wyjaśniła jej,
że musi wracać do Mili, ale zostawi kilka zapalonych świeczek. Na szczęście pensjonat dbał
o komfort swoich gości i w łazienkowej komodzie było ich naprawdę dużo. Rozstawiła zapalone
świece na stolikach i biurku, po czym sprawdziła jeszcze okno, w które wciąż biły strumienie
deszczu. Było dobrze zamknięte, a szyba mocna. Julinka przyglądała się jej z uwagą, ale nie
płakała.
 Może się położysz?  zaproponowała Sabina, a mała skinęła głową na znak zgody.
Południewska zaprowadziła ją do łóżka, a potem z troską otuliła kocem.
Dziewczynka przymknęła oczy, jakby chciała odgrodzić się zamkniętymi powiekami od
niebezpieczeństwa, jakim była dla niej burza. Sabina patrzyła na nią chwilę, po czym skierowała
się do drzwi.
 Kocham cię, Sabino!  Usłyszała cichy głos. Spojrzała w jej kierunku, ale Julinka nie
otworzyła oczu, zwinięta w kłębek pod kocem jak mały kociak, który schronił się przed
deszczem w poszukiwaniu ciepła.
Zalała ją fala czułości i wzruszenia. Zdała sobie sprawę, jak bliskie jest dla niej to
dziecko, prawie tak, jakby była jej własną córką. Upewniła się jeszcze, czy świeczki w pokoju
równo się palą, i wróciła do Mili. Przyszła w samą porę. Mossakowska była zaniepokojona,
a pani Gertruda spoglądała co chwilę w kierunku drzwi. Gdy ujrzały Sabinę wnoszącą do pokoju
zapaloną świecę, obie odetchnęły.
 Wyglądasz jak wróżka z zaczarowanego lasu  westchnęła Mila z bladym uśmiechem
na zmęczonej twarzy.
Rzeczywiście złociste światło świecy i drżący płomień sprawiały, że wszystko wokół
wydawało się magiczne, bajkowe. Sabina nagle poczuła, że w tym pokoju odbywa się jakiś
prastary rytuał, a ona dostąpiła zaszczytu bycia kapłanką.
Nocne niebo znowu przeszyła błyskawica, a pózniej rozległ się grzmot. Mila wzdrygnęła
się z niepokojem, a Sabina ponownie ujęła jej rękę.
  Co grom oznajmił? [18]  powiedziała wesoło, żeby zająć czymś innym jej myśli,
a Mossakowska ożywiła się.
  Wtedy przemówił grom: Pokój ponad wszelkie pojęcie  zacytowała z uśmiechem. 
Sabino, naprawdę jesteś wspaniałą przyjaciółką!
 Bo czytałam Eliota?  spytała przekornie.
 Nie. Bo jesteś najwierniejszą osobą, jaką znam. I niewiarygodnie oddaną!
Sabina uśmiechnęła się na te słowa, ale nic nie odpowiedziała.
Choć przez chwilę mogło się zdawać, że burza już przetoczyła się nad pałacem i odchodzi
w inną stronę, to nagle błyskawice zaczęły rozdzierać niebo. Mila krzyknęła, a na jej twarzy
malowało się napięcie. Sabina mocniej ścisnęła jej rękę.
 Milu, proszę przeć!  zakomenderowała gospodyni.  Jeszcze jeden wysiłek!
 Nie mam już siły!  powiedziała z rozpaczą Mossakowska.  Nie dam rady! To dziecko
się nigdy nie urodzi!
 Urodzi się, urodzi  stwierdziła stanowczo pani Gertruda.  Każda z nas jakoś urodziła!
No pani Milu, jeszcze raz  przemy! Już widzę główkę!
Sabina nie była pewna, czy gospodyni rzeczywiście mówiła prawdę, ale jej słowa
zmobilizowały Milę do działania. Nabrała powietrza i zrobiła ostatni wysiłek.
Pokój rozjaśniła kolejna błyskawica, ale grzmot był już odległy. Burza się oddalała. Przez
chwilę na ścianach tańczyły cienie, a potem Sabina usłyszała pierwszy krzyk dziecka.
 Mój Boże, jaka ona cudna!  zachwycała się pani Gertruda, unosząc maleńką córeczkę
Mili w górę, by pokazać ją matce. Mila wyciągnęła ręce, a gospodyni podała jej dziecko.
Mossakowska przytuliła je do siebie i po raz pierwszy pocałowała malutką, pokrytą ciemnym
puchem główkę. Był to rozczulający widok, a Sabinie aż ścisnęło się serce. Nigdy nie widziała
tak małego dziecka. Okruszynka miała cudowną, lekko zaróżowioną skórę, a gdy otworzyła
oczy, okazało się, że są błękitne jak ocean.
 Grom oznajmił narodziny twego dziecka  powiedziała z zachwytem Południewska,
zwracając się do Mili. Ta skinęła głową i na chwilę przymknęła oczy. Odpoczywała po tym
wielkim wysiłku.
 Muszę ją wykąpać  powiedziała pani Gertruda, zabierając malutką z brzucha matki,
gdzie spoczywała po pierwszym kontakcie ze światem. Sabina uprzytomniła sobie, że wejście
tego dziecko w świat realnych doznań było na pewno dużo łagodniejsze niż narodziny w szpitalu.
Ogarnęła wzrokiem piękny pokój, ciepły i wypełniony przytłumionym światłem świec. Tak, to na
pewno lepsze niż aseptyczne białe ściany i personel w nieprzyjaznych fartuchach.
 Mamy ciepłą wodę?  zapytała gospodyni, zwracając się najwyrazniej do Sabiny, która
zamyśliła się tak głęboko, że przestała zwracać uwagę na cokolwiek. Była zmęczona. Nie
wyobrażała sobie nawet, jak bardzo wyczerpana musi być Mila.
 Nie wiem, czy agregat już działa  powiedziała Południewska niepewnie, a pani
Gertruda z przyganą pokręciła głową.
 Trzeba było Carmen kazać nagotować wody na kuchni  powiedziała.  A w ogóle to
gdzie ona przepadła?
 Nie mam pojęcia  stwierdziła Sabina i od razu pomyślała: to po to gotowało się tę
wodę! Do kąpieli!
 No i co z tym agregatem?  ponagliła gospodyni i jakby w odpowiedzi rozbłysły [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.