Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rozpaczliwie samotne - powiedział z tak głębokim smutkiem, że Abby na moment
znieruchomiała.
- Jeśli chcesz w to wierzyć, to bardzo proszę. I tak cię nie przekonam.
- Powiedz mi tylko prawdę. Myślę, że potrafię ci uwierzyć.
- Nie chcę o tym mówić. Idz już. - Odwróciła się, szybkim krokiem przeszła do
saloniku i opadła na kanapę.
Torr niemal natychmiast znalazł się przy niej. Nim zdołała się zorientować, co
zamierza, chwycił ją za ramiona i podniósł z kanapy.
- Czy mężczyzna ze zdjęcia jest twoim kochankiem? - zapytał podniesionym
głosem. Abby dopiero teraz ogarnął zimny strach. Wróciły najgorsze wspomnienia
męskiej
agresji. Postanowiła jednak, że nie da się pognębić.
- Już ci mówiłam, że nie.
- Wiec kim on jest?
- Nie chcę o tym mówić.
- Musisz.
- A jeśli nie powiem? - rzuciła mu wyzwanie, w którym jednak wyładowała się cała
jej energia.
- Powiesz - odparł o wiele spokojniej. Może on rzeczywiście nie grozi, tylko chce
poznać prawdę? - pomyślała.
- Ward Tyson jest mężem mojej kuzynki. I prezesem Lyndon Technologies, firmy
komputerowej założonej przez mojego wuja - odparła.
- Nie jedziesz do niego?
- Nie! - krzyknęła.
- Ale zimą spędziłaś z nim weekend nad morzem?
- Nic ci do tego! Torr milczał, podczas gdy duże dłonie przesunęły się z ramion
Abby ku jej szyi. Przeszył ją zimny strach, lecz zanim zdążyła krzyknąć, Torr
zamknął jej usta pocałunkiem. Stała zmartwiała z przerażenia, czekając, kiedy jego
palce zacisną się na jej
szyi.
Jednakże nic takiego nie nastąpiło. Co więcej, jego pocałunek, choć namiętny, wcale
nie był brutalny. Niemniej Abby nadal zbierała siły, by przeciwstawić się
oczekiwanej przemocy. Odprężyła się dopiero, kiedy poczuła, że palce Torra masuj
ą napięte mięśnie jej szyi.
- Abby, kochanie, dlaczego się mnie boisz? - zapytał ochrypłym szeptem.
Przypomniała sobie, z jaką delikatnością i precyzją Torr obchodził z kwiatami, i z
uczuciem niewiarygodnej ulgi przytuliła się do niego. A kiedy uspokajającym
gestem pogładził ją po plecach, odkryła ku swemu zaskoczeniu, że siła u mężczyzny
może być zródłem pociechy, a nie tylko zagrożeniem.
- Wierz mi, Torr, że to wszystko w najmniejszym stopniu nie dotyczy ciebie
-powiedziała zbolałym głosem. - Uwierz mi. Ale teraz muszę już jechać.
- Więc pojadę z tobą i nie odstąpię cię na krok, dopóki mi nie powiesz, co się dzieje
-odparł, nie wypuszczając jej z ramion. - Wydaje ci się, że nie wyczułem, że masz
poważny problem? Już na ostatnich zajęciach byłaś zdenerwowana. A potem czy
myślisz, że nie zauważyłem, jak zareagowałaś na widok podłożonego w kopercie
zdjęcia? Powiedz mi, co zdarzyło się dzisiaj rano! Dlaczego tak nagle postanowiłaś
wyjechać?
- Nie mogę, Torr. Sama nie jestem pewna, co się dzieje. Nie mogę cię w to mieszać
-odparła szczerze.
- Będę z tobą, czy chcesz, czy nie.
- Nie pozwolę!
- Jak mnie powstrzymasz? Abby, kochanie, przecież będę niedługo twoim
kochankiem, więc mam prawo opiekować się tobą.
Abby rozpaczliwie potrząsnęła głową. Jego nieustępliwy upór czynił ją bezradną.
- Nie mów tak - poprosiła. - Skąd możesz wiedzieć, czy będziemy razem, czy nie?
- Nie tylko mogę, ale wiem. Wiem o tym, odkąd dwa dni temu pozwoliłaś, żebym
odwiózł cię do domu.
- Nie, Torr, nikt nie będzie decydował o moim życiu - oświadczyła łagodnie, lecz
stanowczo. - Nie zmusisz mnie, żebym się z tobą związała, nie wiedząc, czy
naprawdę tego chcę, i nie pozwolę, żebyś uzurpował sobie prawa, których ci nie
przyznałam.
- W takim razie nie ruszę się z miejsca i tak długo będę cię przekonywał, aż wreszcie
przyznasz, że chcesz ze mną być i mogę z tego tytułu rościć sobie pewne prawa -
wyjaśnił spokojnym tonem, w którym brzmiały nutki rozbawienia.
Abby ostatecznie straciła cierpliwość. Pod wpływem irytacji zapomniała nawet o
wiszącym nad nią niebezpieczeństwie. Zanim jednak zdążyła cokolwiek
powiedzieć, Torr usiadł na kanapie i pociągnął ją za sobą. Jego bursztynowe oczy
błyszczały humorem, ale na ich dnie tliła się nieustępliwa wola.
Abby patrzyła w nie z pewnym zdziwieniem. Za nic nie potrafiła tego człowieka
rozszyfrować.
- Naprawdę byś tak zrobił?
- Oczywiście. Ja nie rzucam słów na wiatr. Jeśli raz coś postanowię, rzecz jasna po
dokładnym przemyśleniu sprawy, to już nie zmieniam zdania. - Było jasne, co chce
przez to powiedzieć.
- Często cię obserwowałam w czasie kursu i nie mogłam się nadziwić, jak to się
dzieje, że kwiaty całkowicie poddają się twojej woli - zauważyła z namysłem,
szukając w jego twarzy odpowiedzi na niezadane pytanie.
- Ale nigdy żadnego nie złamałem ani nie uszkodziłem - zaznaczył, bawiąc się jej
włosami. - Powiedz mi, Abby, czy mężczyzna ze zdjęcia jest twoim kochankiem?
- Nie.
- Ale w zimie byłaś z nim nad morzem, prawda? Czy wtedy poszłaś z nim do łóżka?
- Czy to ważne?
- Nie, o ile nic cię już z nim nie łączy. Ale jeśli jest inaczej, chcę, żebyś z nim
zerwała. Mogę cię w tym wyręczyć, jeżeli nie czujesz się na siłach sama mu o tym
powiedzieć.
Abby przypatrywała mu się przez moment, po czym podjęła decyzję.
- Nie mam romansu z Wardem Tysonem i nigdy z nim nie spałam. Jest moim
szwagrem, mężem mojej kuzynki. Ja i Cynthia byłyśmy od dzieciństwa
nierozłączne, wychowywałyśmy się w dużej mierze razem, jak siostry. Wolałabym
umrzeć, niż ją skrzywdzić.
Torr przyjął jej oświadczenie z kamienną miną. Po chwili skinął głową.
- I stąd cały problem? - zapytał.
- Problem w tym... - Urwała, by zwilżyć wyschnięte z przejęcia wargi. - Przyczyną
problemu jest pewien weekend, który miał miejsce dwa miesiące temu. Można go
opacznie rozumieć. Gdyby Cynthia się o tym dowiedziała, byłaby zdruzgotana. A
tymczasem ktoś najwidoczniej musiał mnie śledzić.
- I? Abby nie była w stanie odgadnąć, czy Torr wierzy jej wyjaśnieniom. Wyzwoliła
się z jego objęć i wstała z kanapy, by podejść do półki, na której leżała jej
torebka. Wyjęła z niej drugie zdjęcie i podała Torrowi razem z niepodpisanym
listem.
Torr przyjrzał się dokładnie zdjęciu, uważnie przeczytał list, po czym jedno i drugie
odłożył na niski stolik do kawy.
- Ktoś cię szantażuje - stwierdził rzeczowo. Abby aż się wstrząsnęła na dzwięk tego
strasznego słowa.
- Wszystko na to wskazuje.
- Ile żąda?
- Jeszcze nie wiem.
- Domyślasz się, kto to może być? - Abby zaprzeczyła ruchem głowy. - Dokąd się
wybierałaś, kiedy zadzwoniłem?
Pytania, które zadawał, nie były okrutne, ale w pewnym sensie bezlitosne. Abby
zaczęła żałować, że zdecydowała się wyznać mu prawdę.
- Dokądkolwiek, byle wydostać się z miasta. To drugie zdjęcie i list wsunięto pod
drzwi dziś rano. Od tej pory myślałam tylko o ucieczce. O tym, żeby zyskać na
czasie, może wywabić niewiadomego szantażystę na neutralny teren i tam stawić
mu czoło.
- Jesteś pewna, że to mężczyzna?
- Nie, niczego nie jestem pewna. Ale pomyślałam, że jeśli wyjadę, szantażysta
będzie mnie tropić i szukając mnie, zdradzi, kim jest.
- Nie myślałaś o zawiadomieniu policji?
- Nie - odparła. - To by była ostateczność. Najpierw sama spróbuję się z nim [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.