Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nie poruszając głową, nerwowo rozglądała się po sali.
- O mój Boże, Riley! On tam jest. Patrzy na mnie! - Po
omacku sięgnęła po kieliszek i uniosła go do ust. - Co
powinnam teraz zrobić? Mam wyjść?
- Chcesz, żeby poszedł za tobą? Dostrzegł panikę w jej
oczach.
- Nie - rzucił pospiesznie. - Jeśli chcesz zerwać wszystkie
ustalenia, to koniecznie musisz najbliższy wolny taniec
zatańczyć ze mną.
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki orkiestra
zmieniła tempo i zaczęła grać  When a Man Loves a Woman".
Eden bez wahania pospieszyła z nim na parkiet.
Nie miał wyrzutów sumienia. Objął ją mocno, przycisnął
do siebie. Pod palcami czuł gorącą skórę jej nagich pleców.
Palce drugiej dłoni splótł z jej palcami. I głęboko zaciągnął się
zapachem jej zbyt prowokujÄ…cych perfum.
- Mmm - zamruczał z zadowoleniem.
Niesieni dzwiękami muzyki, płynęli po parkiecie. Rytm
perkusji dziwnie mocno podkreślał bicie serca Rileya. Raz po
raz przyłapywał się na chęci przyciągnięcia jej jak nastolatek
na prywatce. Ale i Eden uległa chyba czarowi zmysłowej
piosenki. Pozwoliła prowadzić się w tańcu. Przywarła do
Rileya. Wtuliła twarz w jego szyję.
Jej oddech łaskotał go. Gorąca mgła pożądania ogarniała
jego zmysły. Opuścił ręce w dół, aż do brzegu sukienki.
Wsunął dwa palce jeszcze niżej. Zadrżała.
Co tu się dzieje? - pomyślał Riley. Piosenka wydała się
mu czymś więcej niż piosenką. Taniec - więcej niż tańcem. A
jej ciało... Czemu jestem taki podniecony? - pomyślał.
Wtedy przyszło mu do głowy, że może to mieć związek z
jej nowym wyglÄ…dem, i zamknÄ…Å‚ oczy.
Jeszcze gorzej. ZapragnÄ…Å‚ jej jeszcze mocniej.
- Maleńka - wydusił przez zaciśniętą krtań. - Jest tak
wspaniale. Ty jesteś wspaniała.
Pod wpływem dotknięć jego wszędobylskich palców
zadygotała.
- Wiem - szepnęła wprost w jego szyję. Jej poruszające
się wargi musnęły jego skórę jak pocałunki. - Czy tak
powinno być?
Roześmiał się.
- Mam nadzieję. - Przytulił ją jeszcze mocniej.
Zamruczała jak kotka.
Riley ruszył ku drzwiom..
- Wychodzimy - powiedział.
- Co?
Była tak przestraszona, że się zatrzymał.
- Zatańczymy na zewnątrz - powiedział. - Jestem
rozpalony. Strasznie.
- Ja też - przyznała.
- Wiem. - Pocałował ją w skroń. - Wyjdzmy na zewnątrz.
- Pocałował ją w policzek.
Uniosła ku niemu głowę.
- Nie możemy - powiedziała.
Byli już w najciemniejszym kącie sali. Tuż przy tylnym
wyjściu.
- Owszem, możemy. - Pocałował ją za uchem.
- Ale Bryan chyba nas nie widział.
- SÅ‚ucham?
- No, wiesz, kod. Odwołanie mojego wcześniejszego
sygnału. Wydaje mi się, że Bryan nie widział, że tańczyłam z
tobÄ….
- Aaa, to. - Riley pohamował złość.
- Aha. - Przyciągnęła jego głowę, - Pocałuj mnie jeszcze
raz w ucho.
Zaśmiał się cicho, by pokryć gwałtowne uderzenie
pożądania.
- Lubisz to?
- Mmm.
Delikatnym pocałunkiem musnął jej ucho.
- I ani jednego więcej, dopóki nie wyjdziemy na zewnątrz
- rzucił.
- Ale Bryan...
- Miła! Prawie cały czas, kiedy tańczyliśmy, miałaś
zamknięte oczy. Jestem pewien, że widział nas. Chodzmy.
Otworzyła szeroko oczy. yrenice miała tak wielkie, że
wyglądały jak ciemne księżyce w błękitnej otoczce.
- Ale... - ponowiła.
Psiakrew! Muszę ją stąd wyciągnąć. Pragnę dotykać jej,
całować.
- Kochanie - powiedział z desperacją w głosie. - Ja cały
ten kod wymyśliłem.
- Co?!
- Wymyśliłem go. Bo chciałem.... Chciałem...
- Chciałeś co? - Popatrzyła nań podejrzliwie. Bezradnie
wzruszył ramionami.
Jej oczy zalśniły gniewem. Odepchnęła go gwałtownie.
- Chciałeś zabawić się, zadrwić z mojego braku
doświadczenia.
Potoczyła w koło wściekłym spojrzeniem i wybiegła.
ROZDZIAA SIÓDMY
Riley ruszył za nią biegiem. Tylne wyjście z klubu
prowadziło na niewielki taras, z którego schodami wychodziło
się wprost na spowity światłem księżyca piasek. Kiedy ją
dogonił, była już na maleńkiej plaży.
Aagodnie chwycił ją za ramię. Obrócił ku sobie.
- Wcale nie dlatego wymyśliłem to wszystko.
- O, tak? - parsknęła. I przestąpiła z nogi na nogę. -
Słyszałeś:  O, tak?" - powiedziała po chwili. - Doprowadziłeś
mnie do takiego szaleństwa, że potrafiłam powiedzieć tylko:
 O, tak?".
ObjÄ…Å‚ jÄ… mocno.
- O, tak? Ty mnie też doprowadzasz do szaleństwa -
powiedział.
I zrobił to, o czym marzył każdego dnia, godzina za
godziną, minuta za minutą. Pocałował ją.
Jęknęła głośno. Dotknięcie jego ust odsunęło w cień jej
gniew. Poddała się bez reszty jego cudownym zabiegom.
Uniósł głowę.
- Zmarzłaś - powiedział.
- Nie - odparła po prostu. I sięgnęła po następny
pocałunek. Przywarła do niego całym ciałem. Pozwoliła
ogarnąć się rozkosznym falom gorąca i słabości. O mój Boże!
- pomyślała. Oderwał usta. Gwałtownie zaczerpnął powietrza. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.