Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ogrody. Dość szybko zdała sobie sprawę, że musi znowu zacząć poruszać się konno.
Posługiwanie się wyłącznie powozem jest w tej sytuacji bardzo niepraktyczne.
Sama się zdziwiła, że nie odczuwa paniki, ani nawet lęku, kiedy pierwszy raz dosiadła
siwej klaczy. Wciąż miała we krwi dawne umiejętności.
Wielokrotnie próbowała zabrać ze sobą Alice na przedpołudniową przejażdżkę, ale to
okazało się trudne. Alice wciąż znajdowała jakieś wymówki.
Tego dnia jednak chętnie przyjęła propozycję Hannah i obie kobiety, eleganckie i
pełne godności, opuściły dziedziniec.
Dzień był chłodny, ubrały się więc ciepło.
- U nas w Hemsedal śnieg z pewnością pokrył już góry i ziemię - rzekła Hannah,
otulając się szczelniej.
- Już? - Alice patrzyła na nią przestraszona. - Przecież do Bożego Narodzenia jeszcze
daleko.
Hannah pokręciła głową.
- Tam na północy śnieg mamy nie tylko w święta. Zima przychodzi na początku
listopada, a często i wcześniej, śnieg natomiast leży co najmniej do połowy maja. Sama więc
rozumiesz, że lata miewamy krótkie.
Konie szły spokojnie po zielonej jeszcze łące.
- I starczyło ci wytrwałości, żeby tam mieszkać? - Alice przyglądała się z
zaciekawieniem prawowitej właścicielce majątku.
Hannah nie wiedziała, co powiedzieć.
- Ale potem nadchodzą fantastyczne dni, kiedy wszystko się zieleni, wodospady huczą
w górach, a letnia pogoda napełnia dolinę ciepłem. Wtedy nie ma na świecie lepszego miejsca
do życia.
- Nigdy nie myślałaś, żeby na dobre wrócić do Danii?
- Czasem przychodzi mi to do głowy, zwłaszcza teraz, kiedy znowu tu jestem. Ale
wiele zależy od Olego i od tego, jaką przyszłość wybierze. - Hannah zatrzymała konia i
przyglądała się Alice. - Zmęczyliście się już zarządzaniem majątkiem? Chcielibyście
wyprowadzić się do własnego domu?
Obawiała się odpowiedzi, z ulgą więc patrzyła, że żona kuzyna kręci przecząco głową.
- O nie. Czujemy się tutaj dobrze i to - wyciągnęła przed siebie ramiona, jakby
ogarniała całą okolicę - wydaje nam się własnym domem.
Hannah uśmiechnęła się.
- Dobrze słyszeć takie słowa. To Sorholm pozostanie waszym domem, jak długo
zechcecie. Jest tu wystarczająco dużo miejsca dla wszystkich, bardzo się cieszę, że w majątku
jest tyle życia.
Pojechały dalej w stronę niewielkiego zagajnika.
Alice bardzo chciała wierzyć w te pełne życzliwości zapewnienia, ale widziała
spojrzenia, jakie Mads posyła kuzynce, kiedy myśli, że nikt go nie widzi. Za każdym razem
sprawiało jej to ból i z trudem mogła dobrze myśleć o Hannah. Rozpacz narastała w jej sercu
z każdym dniem. Nie może utracić Madsa!
- Pamiętam, że gdzieś tutaj często w dzieciństwie karmiłam kaczki. Nigdy nie miałam
dość rzucania okruchów chleba tym żarłocznym ptakom i płakałam zawsze, kiedy ojciec
wybierał się polować na kaczki. Czy ta mała sadzawka wciąż istnieje?
Alice skinęła głową i pochyliła się pod niskimi gałęziami.
- Jest, ale jeśli chodzi o kaczki, to nie jestem pewna. Ostatnio bardzo się tutaj
rozpleniły lisy.
Tak rozmawiając, jezdziły jeszcze ze dwie godziny. Hannah czuła się odprężona, a
świeże powietrze dobrze jej zrobiło. W ostatnich tygodniach za dużo pracowała w domu.
- A nie myślałaś, żeby ponownie wyjść za mąż?
Pytanie przyszło tak nagle, że Hannah przestała oddychać. Myśli znowu wróciły do
górskiego domu. Na cmentarz. Do lensmana. Do wiejskiego dworu, który kiedyś odwiedził
jasnowłosy Duńczyk.
Nie próbowała jeszcze skontaktować się z Flemmingiem. Bała się, czy o niej nie
zapomniał, nie chciała przeżyć rozczarowania.
Konie stały obok siebie nad sadzawką pod osłoną koron wielkich drzew. Resztki liści
trzymały się jeszcze gałęzi i nie chciały opaść.
- Nie uważasz, że jeszcze za wcześnie, by myśleć o takich rzeczach? - Hannah wpiła
spojrzenie w Alice. - Minęło niewiele ponad sześć miesięcy od śmierci mojego męża i syna,
wciąż jeszcze nie otrząsnęłam się z szoku.
Wydawało jej się, że Alice zacisnęła powieki. Co też chodzi tej kobiecie po głowie?
Wyprostowała się i natarczywie patrzyła na żonę kuzyna.
- Nie, wybacz mi, pomyślałam tylko, że... że jesteś pociągającą kobietą, więc z
pewnością jest wielu, którzy by pragnęli...
Słowa zawisły w powietrzu.
- Ja nie myślę o pragnieniach innych - rzekła Hannah wolno. - Dla mnie liczy się
tylko, żeby Ole był szczęśliwy, żebym miała wokół siebie przyjaciół i żebym mogła ufać
ludziom, z którymi się spotykam. - Ostatnie słowa skierowała do Alice.
- Mhm - mruknęła Alice. - %7łebyś tylko nie oślepiała wszystkich wokół tak, że tracą
zdolność widzenia.
Odwróciła konia, szarpnęła lejce. Zwierzę ruszyło z kopyta, i nagle Hannah zobaczyła,
że Alice traci nad nim kontrolę. Pospiesznie zawróciła własnego konia i pognała na ratunek.
Słyszała tylko dudnienie kopyt wierzchowca, który znikał w oddali. Obłok kurzu wskazywał,
że kieruje się ku domowi. Hannah pędziła pośród drzew, ciężkie gałęzie zwisały nad ścieżką.
Po chwili znalazła się w otwartym terenie i kierowała się w stronę zabudowań. Koń Alice
musiał gnać w szalonym tempie.
Kiedy Hannah znalazła się na szczycie wzniesienia, nagle ukazał się koń bez jezdzca
w siodle. Ciągnął za sobą po ziemi swoją panią, której noga utkwiła w strzemieniu. - Alice!
Rany boskie! - Tamta podskakiwała w rytm końskiego galopu niczym szmaciana lalka, co
chwila zdawało się, że jej ciało zaraz dostanie się pod kopyta i zostanie stratowane.
Hannah błyskawicznie oceniła sytuację i nie zastanawiając się, galopem ruszyła w
stronę pałacu. Myślała tylko o ratunku dla Alice.
Szarpnięciem zatrzymała konia przed stajnią i wrzasnęła do parobka, że potrzebna jest
pomoc.
- Sprowadzcie też pana Madsa i jakiegoś doktora! - Krzyczała, zawracając, by jak
najprędzej znalezć się znowu w pobliżu kuzynki.
Ze wzniesienia widziała konia Alice daleko na łąkach. Wyglądało na to, że już się
trochę uspokoił, ale wciąż biegał w kółko, nie chciał się zatrzymać.
Hannah zbliżała się do niego ostrożnie. Co, na Boga, tak bardzo przestraszyło to
zwierzę? Jak zareaguje, gdyby do niego podjechała? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.