[ Pobierz całość w formacie PDF ]
39
mogła dopuścić do ich następnego sam na sam ani do rozmów na niebezpieczne tematy. Boże, czemu Jack
Crawford akurat teraz musiał przyjechać do Bath?
Zmarszczyła czoło. Czy to możliwe, żeby jego przyjazd nie był przypadkowy? Nieprawdopodobne. Nie miała o
nim żadnych wiadomości od czasu, gdy wypełniła swoje zobowiązanie wobec Beth. Nawet kiedy po śmierci Beth
wysłała liścik kondolencyjny, Jack nie odpowiedział. Czemu więc po tylu latach miałby nagle jej szukać?
Tak intensywnie się nad tym zadumała, że gdy tuż obok usłyszała swoje imię, drgnęła gwałtownie. Obróciwszy
się stwierdziła, że stoi przed nią Jack Crawford, zupełnie jakby jej koszmarny sen właśnie się zmaterializował.
11
Niech się pani nie boi, Alison! Nie zamierzałem pani przestraszyć. - Na twarzy Jacka Crawforda malowała się
szczera troska. Wziął Alison za rękę i odwiódł na bok od grupki znajomych, z którą gawędziła.
Alison była pewna, że zbladła jak ściana.
- Nie, nie. Nie przestraszył mnie pan - odparła z dużym zakłopotaniem. - Po prostu nie sądziłam, że stoi pan za
moimi plecami.
- Przepraszam. Tu jest tak potworny tłok, że musiałem prawie się na panią rzucić, żeby zwrócić na siebie uwagę.
Czy mogę pani towarzyszyć w przechadzce po pijalni?
Alison jakoś opanowała dreszcz niepokoju.
- Tak, naturalnie. Bardzo mi będzie miło. Meg wspominała mi, że wczoraj spotkała pana w mieście -
powiedziała, przyjmując jego ramię.
Nie odpowiedział, więc spojrzała na niego zaciekawiona i stwierdziła, że ma wzrok wbity w ziemię i usilnie o
czymś myśli. Wyczuła u niego napięcie, które natychmiast jej się udzieliło. W końcu Jack podniósł głowę i zaśmiał
się smutno.
- Przepraszam. Ostatnio mam dużo kłopotów. - Zatrzymał się nagle i odwrócił do niej. - Alison, muszę z panią
pomówić.
Z trudem zdobyła się na uśmiech.
- Niech pan mówi, Jack. Jestem do pańskiej dyspozycji, naturalnie dopóki lady Edith nie będzie mnie
potrzebować.
- Nie, nie tutaj. Muszę porozmawiać z panią na osobności.
Alison zdrętwiała.
- Nie rozumiem, Jack, o czym mógłby pan chcieć ze mną rozmawiać sam na sam. Zresztą nie widzę na to szansy.
Nie mogę nie wpuścić lady Edith do jej własnego salonu.
- To się rozumie. Ale czy nigdy nie ma pani wolnej chwili? Lady Edith nie daje pani wychodnego?
- Obawiam się...
- Proszę - przerwał jej Jack, ściskając ją za ramię. - Jutro rano w Sydney Gardens. Jeśli umówimy się
odpowiednio wcześnie, na pewno zdąży pani wrócić, zanim będzie pani potrzebna. Lady Edith nawet się nie
dowie, że pani wychodziła.
- Nie mam zwyczaju oszukiwać lady Edith - odparła ostro.
Jack nagle się odprężył i uśmiechnął do niej przymilnie.
- Naturalnie. Stała się pani takim wzorem przyzwoitości, że za nic nie chciałbym jej skompromitować przed
chlebodawczynią. - Ostatnie słowo wymówił z naciskiem, jakby chciał podkreślić stosunek łączący ją z lady Edith.
- Poza tym z pewnością nie życzy sobie pani, żeby ktoś usłyszał, co mam do powiedzenia.
Nie sprawiało to wrażenia pogróżki, a mimo to Alison Poczuła w sercu lodowaty chłód. Nie mogła odgadnąć,
czego Jack od niej chce.
- No, dobrze - szepnęła niewyraznie. - Jutro rano o dziewiątej.
Przez resztę dnia Alison machinalnie wypełniała swoje obowiązki w domu lady Edith, ale w duszy miała chaos
najgorszych przeczuć. Gorzko żałowała, że zgodziła się spotkać z Jackiem, zdawało się jej jednak, że nie ma
wyboru. Jack prawdopodobnie nie zawahałby się wykorzystać jej lęku do osiągnięcia własnych celów i ta
świadomość jeszcze bardziej ją niepokoiła. Na szczęście lord Marchford nie przyszedł na kolację, wieczór minął
więc w atmosferze swojskiej nudy. Gdy wreszcie Alison wdziała nocną koszulę i położyła się do łóżka, długo
leżała nie mogąc zasnąć. Spoglądała w sufit i marzyła, żeby świt nigdy nie nadszedł.
Zamiatacz ulic był następnego ranka jedynym świadkiem wejścia Alison do Sydney Gardens przez bramę od
strony Great Poultney Street. Mijając go, pomyślała z obawą, że wchodzi jej w nawyk prześlizgiwanie się tą drogą
na sekretne spotkania z mężczyznami, którzy rujnują jej spokój.
Gdy usiadła na tej samej ławce, na której rozmawiała z lordem Marchfordem, tuż nad ziemią przesuwało się
pasemko mgły. Myśli Alison szybowały swobodnie, podobnie jak mgła, i wreszcie całkiem wbrew jej woli skupiły
się na Marchfordzie. Do diaska z nim! Co go opętało, że jeszcze siedzi w Bath? Dzień, w którym zamierzał
wyjechać, dawno już minął, a jedynym wyjaśnieniem, jakiego udzielił, było napomknienie o fascynacji życiem
Bath. Mówiąc to, Marchford zerknął w jej stronę i wtedy Alison wyczytała z jego oczu bardzo niepokojące
40
przesłanie. Ech, dość tego. Lepiej pomyśleć o czym innym.
Jack. Boże, czego on od niej chce? Jedno, jedyne przypuszczenie, które do niej uparcie wracało, przyprawiało ją
o dreszcz. Boże, spraw, żeby to nie było to. %7łeby nie szukał u niej pieniędzy.
Wzdrygnęła się. Skąd jej przyszedł do głowy taki głupi pomysł? Jack Crawford radzi sobie sam, całkiem dobrze,
jeśli sądzić po jego wyglądzie, i nie potrzebuje korzystać z jej umiejętności przy zielonym stoliku. Miała szczerą
nadzieję, że razem niczego nie ukradł i nie musi pokrywać strat. Ale o czym wobec tego...?
Chrzęst kroków oderwał ją od tych przykrych rozważań. Zobaczyła Crawforda - z aktorskim uśmiechem zawijał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pobieranie ^ do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ download ^ ebook
Menu
- Home
- Anne McCaffrey Doona 3 Treaty on Doona
- Anne McCaffrey Pern 12 Chronicles of Pern
- Anne McCaffrey Jezdzcy Smokow 04 Spiew Smokow
- Anne Hampson Wings of Night [HP 16, MBS 187, MB 545] (pdf)
- Ashley Anne Tajemnice Opactwa Steepwood 06 Zakazana milosc
- Anne Norton Leo Strauss and the Politics of American Empire (2004)
- McCaffrey Anne Jezdzcy Smokow 08 Opowiesci Nerilki
- 02. Winston Anne Marie Bogaci i samotni Stone(1)
- Herries Anne Krolewski sezon 03 Uprowadzona
- 051. Cavaliere Anne Prywatne lekcje
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- meksyk.pev.pl
Cytat
Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.