[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bacząc na czerwone światło i prawie cudem wyminęli potężną ciężarówkę
wyjeżdżającą z wiaduktu. Teraz pędzili asfaltem do Marszałkowskiej. Tu ruch był
coraz większy, więc kierowca mimo stale włączonej syreny musiał nieco zwolnić.
Przy Poznańskiej, widząc czerwony sygnał i rząd stojących aut i wozów
tramwajowych, wyjechali na lewą stronę jezdni, wyminęli cały korek i już byli po
drugiej stronie Marszałkowskiej. Koło Cedetu mieli szczęście - trafili na zielo-
60
61
ne światło. Za to Nowy Zwiat przecięli starą metodą, wprost po jezdni tramwajowej.
- Teraz gazu - poganiał kapitan Kowalczyk. Kierowca i bez tej zachęty wyciskał z
milicyjnej warszawy ostatni dech. Wskazówka szybkościomierza przekroczyła znak
100 i posuwała się coraz bardziej w prawo.
- %7łeby nam tylko jakiś bałwan nie wlazł pod koła -martwił się radiooperator.
Na głos syreny jednak piesi uciekali z jezdni, zaś samochody zwalniały i zjeżdżały na
boki zostawiając środek jezdni wolny. Pędzili więc bez przeszkód.
- Jedziemy prosto ulicą Waszyngtona - rozkazał kapitan. - Mniejszy ruch, będzie
prędzej.
Kierowca zajęty prowadzeniem wozu nic nie odpowiedział, nieco zwolnił na Rondzie
i wpadając w Waszyngtona znowu zwiększył szybkość. Jeszcze jedno rondo i byli na
Grochowskiej.
- Zajeżdżaj do środka - polecił kapitan kierowcy warszawy.
- Już się robi - odpowiedział sierżant i uruchomił syrenę. Ludzie idący chodnikiem
Grochowskiej uskoczyli na widok samochodu całym pędem wtaczającego się w
bramę kliniki weterynaryjnej.
Do zatrzymującego się wozu podszedł młody człowiek w białym kitlu:
- To ten milicyjny pies? - zapytał. - Dzwoniono do nas i wszystko przygotowane do
zabiegu. Pan adiunkt czeka na sali operacyjnej.
Młody człowiek, jak się pózniej okazało jeden ze stażystów, pomógł kapitanowi
wysiąść z wozu i przytrzymując nieprzytomną ciągle sukę zaprowadził go do
budynku stojącego na lewo od wejścia. Minęli mały korytarz i znalezli się w dużej
sali. Jej środek zajmował stół obity ceratą. Nad stołem wisiała wielka lampa
bezcieniowa. Przy małym stoliku, z boku, gdzie leżały rozmaite narzędzia i aparaty,
stało trzech mężczyzn w białych kitlach. Widząc mały pochód, niosący ranne
zwierzę, najstarszy z tej grupki polecił:
- Połóżcie sukę na stole. Nie, nie tak, raną do góry. Umocować!
Młodzi lekarze weterynarii szybko i zręcznie unieruchomili sukę przy pomocy
specjalnych pasów. Chirurg pochylił się nad pacjentką.
- Rana postrzałowa w prawą pierś - informował kapitan. - Założyłem prowizoryczny
opatrunek. Bardzo krwawiła.
Lekarz sięgnął po jeden z lancetów i przeciął bandaże. Następnie usunął opatrunek i
bacznie przyjrzał się ranie, która znowu zaczęła krwawić.
- Zastrzyki na podtrzymanie akcji serca i surowicę przeciwtężcową - rozkazał
pomocnikom. Sam umył ręce i włożył gumowe rękawiczki.
Tymczasem jeden z lekarzy napełnił strzykawkę i zręcznie wbijając igłę pod skórę
zwierzęcia zrobił zastrzyk. Po chwili powtórzył ten zabieg inną strzykawką. Drugi
asystent chirurga obmywał ranę gazą, przepojoną płynem dezynfekcyjnym.
- Dobrze, że suka jest nieprzytomna. Przy takim wykrwawieniu i bardzo słabej akcji
serca obawiam się, że nie wytrzymałaby narkozy - zauważył chirurg.
- Czy uda się ją uratować?
- Mam nadzieję. Psy mają twarde życie. Skoro udało się wam przewiezć ją żywą do
nas, chyba zdołamy ją uratować. Po adrenalinie i innych zastrzykach serce powinno
wzmocnić pracę. Rana nie wygląda groznie, ale to silne krwawienie wskazuje, że
została uszkodzona jakaś arteria. Poza tym nie wiemy jeszcze, gdzie jest kula.
Przypuszczam, że nie poszła daleko i nie przebiła przepony ani nie dotarła do jamy
brzusznej. Wtedy szansę na uratowanie byłyby równe zeru.
Stoliczek z narzędziami podtoczono do stołu operacyjnego. Zapłonęła lampa
bezcieniowa i chirurg w asyście dwóch innych lekarzy rozpoczął operację.
Posługując się różnymi narzędziami w kształcie pośrednio między nożem a łyżeczką
zręcznie usuwał martwe tkanki. Kleszczami chwytał i zamykał krwawiące naczynia
krwionośne. Sięgając coraz bardziej w głąb rany lekarz dotarł w końcu do głównego
zródła krwawienia - uszkodzonej tętnicy. Jeszcze chwila i arteria wypreparowana z
otaczających ją,
63
tkanek została unieruchomiona zaciskami. Tymczasem jeden z asystentów
przygotowywał ketgut do podwiązania uszkodzonego miejsca. Parę ruchów i chirurg
wyprostował się.
- Jak na razie, najgorsze za nami - powiedział. Zapuścił jeszcze sondę w głąb rany.
- Kula poszła na ukos - stwierdził. - Nie powinna dotrzeć do jamy brzusznej.
Najwyżej mogła uszkodzić kość łopatkową. Wykaże to rentgen.
Teraz ranę zalano jakimiś antybiotykami i założono opatrunek.
- Przygotować wszystko do transfuzji - polecił.
Dwaj asystenci przynieśli i umocowali nad stołem operacyjnym aparat w kształcie
dużej gruszki.
Po skończonym zabiegu chirurg jeszcze raz dokładnie zbadał ciągle nieprzytomną
sukę.
- Tętno wzrosło i jest bardziej rytmiczne. Również i oddech się pogłębił. Jeżeli nie
będzie żadnych komplikacji -zawyrokował - suka nie tylko wyliże się z tej rany, ale
najdalej za dwa tygodnie będzie biegała po podwórzu. To pańska suka? Tresowana?
- Nie - zaprzeczył kapitan Kowalczyk. - To własność szantażysty. Chcąc zatrzeć ślady
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pobieranie ^ do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ download ^ ebook
Menu
- Home
- OPERACJA WOLFRAM_Jerzy Edigey
- Bonnie Dee & Laura Bacchi Butterfly Unpinned [Samhain] (pdf)
- Krzysztof Gozdowski.O piosenkach Jacka Kaczmarskiego
- Dziewczyna ze snu Sekrety 02 Barbara McCauley
- NapolÄĹ on Bonaparte Oeuvres de Napoleon Bonaparte, TOME III
- 34 Thud!
- Dziennik_Trojkowej_Br
- James Follett Trojan
- Heinlein, Robert A Assignment in Eternity
- The Eightfold Path for the Householder Jack Kornfield
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- adam123.opx.pl
Cytat
Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.