[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zapada jeszcze szybciej. Księżniczka Monika Stiepankovic siedzi w bibliotece publicznej. Musi
dużo uzupełnić, nauczyciele patrzą na razie przez palce, ale niebawem zechcą wysondować jej
wiadomości. Musi być dobrze przygotowana. Taryfa ulgowa potrwa może jeszcze dwa tygo-
dnie& Warto by też załapać się do grupy zwolnionej z czesnego. Pieniędzy, które dostała na
Kazimierzu wystarczy jej tylko na siedem miesięcy&
Westchnęła. Sporo do przeczytania, a tu jak na złość zamykają bibliotekę o ósmej& Wstała i
oddała poskładane książki w punkcie obsługi czytelników. Bibliotekarz odprowadził ją spojrze-
niem. Westchnął w duchu. Z karty wynika, że dziewczyna ma szesnaście lat. On niestety jest już
trzydziestopięcioletnim mężczyzną. Gdyby był trochę młodszy i nie miał żony z trójką dzieci&
Nie. Nawet wtedy. Wyczuwa w niej coś dziwnego. Coś, co sprawia, że skóra cierpnie na ple-
cach. Idiotyczne, irracjonalne wrażenie.
Właśnie przestało padać. Po niebie wiatr goni ciemne chmury, ochłodziło się znacznie&
Księżniczka szczęknęła zębami. Jednak w jej ojczyznie było cieplej. Musi sobie kupić gruby
sweter. Ma przecież pieniądze.
Brama obok ulicy, ciemna, paskudna i cuchnąca. W niej ukryci dwaj dresiarze. Trochę już
wypili, akurat tyle, by nabrać ochoty do rozróby. Zgwałcenie jasnowłosej szesnastolatki może
być fajnym początkiem wieczornej imprezy. %7łule w pierwszym pokoleniu. Nie mają instynktu
kazmirskich chłopców . Podświadomość nic im nie mówi. Nie ostrzega.
Monika idzie skoncentrowana. Wyczuwa ich. Nie są niebezpieczni. Nie dla niej. Nie mają
broni palnej, ufają mięśniom hodowanym na siłowni i swojemu wyglądowi troglodytów. Mu-
tanci na sterydach, ubrani w błyszczące dresy adidasa. Męty paradoksem historii wprowadzone
do śródmieścia.
Poradzi sobie. Ale ci dwaj stanowią zagrożenie dla innych. A zatem oddajmy przysługę temu
pięknemu miastu i miłym ludziom, którzy udzielili jej schronienia. Oddajmy przysługę żonom,
siostrom i córkom żołnierzy z batalionu KFOR&
69
Dresiarz doskakuje od tyłu, łapie ją za szyję. Paluchy wbija pod szczękę i za ucho. Mocny
chwyt, bolesny. Szarpnięciem wciąga do bramy.
No, mała, zabawimy się charczy jego kompan.
Mają po dwadzieścia parę lat. Istnieje szansa resocjalizacji& No to do dzieła. Czas nagle
zwalnia. Drobna dłoń uzbrojona w sztylet uderza jak kobra. Skowyt rozlegnie się za chwilę,
wróg jeszcze nie wie co się stało. Stopa do przodu. Koniec. Minęły zaledwie dwie dziesiąte
sekundy. Wystarczyło. Pierwszy dresiarz stracił rękę. Odcięła mu ją w łokciu. Bułat bez trudu
tnie kość, ale zawsze łatwiej ustępuje tkanka chrzestna.
Byczek klęczy na bruku. Dłonią w panice usiłuje zatamować krew sikającą z kikuta. Przed
oczyma latają mu mroczki. Wyje z bólu i szoku. Jego koleś jest nie mniej poszkodowany. Kop-
niak złamał mu oba kolana. Gdy przewracał się do przodu, rozwalił je do reszty. Poszły rzepki,
wiązadła, stawy wypełnia krew. On także wyje dziko, zupełnie jak zwierzę.
Nastawią mu, ale do końca swoich dni będzie chodził o kulach albo jezdził na wózku. Na
razie sześć miesięcy w gipsie. Pozycja leżąca i przymusowa bezczynność pozwoli bandziorowi
raz jeszcze przemyśleć całe jego bydlęce życie& Drugi jedną ręką wiele nie zdziała, też będzie
musiał zmienić zawód. I to raczej radykalnie&
Chłodne, błękitne oczy patrzą na miotających się po ziemi wrogów. W powietrzu unosi się
ciężki, metaliczny zapach krwi. Księżniczka marszczy nos. Jej złote włosy zdają się lekko świe-
cić w ciemnościach. Dresiarze z trudem ogniskują wzrok. Patrzą na nią. Nie uciekła, nadal im
zagraża. Mózgi prawie pozbawione szarych komórek ogarnia zwierzęce przerażenie. Nie, zwie-
rzętom brakuje wyobrazni, więc nie mogą się aż tak przestraszyć.
Jeśli piśniecie komuś słowo, wrócę ostrzega.
Zrozumieli. Wychowani na horrorach z video wiedzą, że stanęli wobec zjawisk, których ich
prostackie łby nie są w stanie do końca ogarnąć.
Teraz należałoby splunąć dla okazania im absolutnej pogardy, ale jest na to zbyt dobrze
wychowana, więc tylko odwraca się i odchodzi. Westchnienie ulgi i znowu rozlega się skowyt
pełen bólu. Długo będą wyli, zanim ich krzyki zainteresują przechodzący patrol.
* * *
Weekend jest najlepszą porą na urządzenie sobie pikniku, ale i zwykły dzień ma swoje uroki.
Zwłaszcza jeśli jest to cudowne, wrześniowe popołudnie. Słońce przygrzewa, ale nie ma już
dusznego lipcowego upału, który odbiera siły i sprawia, że koszula klei się do ciała. Jesień,
liście lecące z drzew, żółknące trawy.
Tego brakowało mi w Etiopii powiedziała Stanisława przeciągając się aż zaskrzypiały
stawy.
Jak tam jest? zainteresowała się jej kuzynka.
70
W porze mokrej cudownie zielono. W porze suchej wszystko zamiera. W naszej telewizji
pokazują ten kraj bardzo jednostronnie: głodujące dzieci, pustynia, tymczasem są tam piękne
góry, jeziora pełne hipopotamów, żyzne doliny. Mili ludzie. Ale przez najbliższe trzydzieści lat
wolę się tam nie pokazywać.
Rozumiem.
Woda w samowarze zaczęła wrzeć. Mosiężna blacha zawibrowała, a para zaśpiewała w otwo-
rach.
Popatrz, kto się tu przybłąkał mruknęła Katarzyna.
Księżniczka Monika nadeszła od strony pętli autobusowej. Niosła kilka marchewek, najwy-
razniej dla koni.
Może zje z nami podwieczorek? powiedziała leniwie Stanisława. Nie widzi nas,
trzeba pomachać albo zawołać&
Dziewczyna podążała ścieżką dość daleko od nich, faktycznie nie zauważyła nauczycielek
na pikniku. Jasnobrązowa klacz spojrzała na nią uważnie i położyła po sobie uszy. Dziewczyna
wyciągnęła w jej stronę dorodną marchew, ale koń nie przyjął poczęstunku. Cofnął się kawa-
łek i zarżał. Uprzedzenia trzeba przełamywać powoli i ostrożnie. Położyła marchew na trawie
i odeszła kilka kroków. Klacz patrzyła przez chwilę na warzywo, po czym oddaliła się na całą
długość łańcucha.
Co za diabeł? zmarszczyła brwi Katarzyna obserwująca tę scenę z oddali. Popatrz,
jak się ten koń płoszy&
Yhm mruknęła jej kuzynka.
Monika spróbowała z innym koniem. Ten z rezerwą skubnął marchewkę i oddalił się truch-
tem. Pozostałe dwie położyła na trawie. Klacze podbiegły po nie dopiero, gdy odeszła.
Dziwne, te szkapy nie należą do płochliwych pokręciła głową Stasia.
Serbka odwróciła się i podążyła rozczarowana w stronę autobusu. Nauczycielka pomachała
ręką, aby zwrócić jej uwagę. Udało się.
Witaj. Usiądz z nami zachęciła uczennicę lektorka. Herbatka zaraz będzie. Mamy
też ciasto. Musisz trochę nabrać ciała spojrzała na szczupłą sylwetkę.
Wahanie. Nie wie, czy wypada. Jest bardzo speszona& Siada skromnie na brzeżku pniaka.
Dziś założyła spódnicę. Jej nogi są jeszcze dziewczęce, dość grube w kostkach i kolanach,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pobieranie ^ do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ download ^ ebook
Menu
- Home
- Graham Masterton Wojownicy Nocy 01 Wojownicy nocy cz.1
- Liu M. Marjorie PocaĹunek Ĺowcy 01 PocaĹunek Ĺowcy
- Anthony, Piers Tarot 01 God of Tarot
- Duncan, Dave Das Siebente Schwert 01 Der ZÜgernde Schwertkämpfer
- Julie Kenner Code breaking 01 The Givenchy Code
- Sean Michael Center 01 Center of the Earth and Sky
- Jo Clayton Skeen 01 Skeen's Leap (v1.2)
- Zelazny, Roger The First Chronicles of Amber 01 Nine Princes in Amber
- Chloe Lang [Brothers of Wilde, Nevada 01] Going Wilde (pdf)
- 15. May Karol Klasztor Della Barbara
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- btsbydgoszcz.opx.pl
Cytat
Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.