Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

podziwiać niepospolitą zręczność młodego czeladnika rycerskiego.
Miecz Horace'a śmigał tak szybko, że trudno było nadążyć za nim
wzrokiem. Zakreślał w powietrzu przedziwne wzory, próbował cięć,
uników, fint, pchnięć oraz zasłon. Z pierwszą grupką atakujących
Horace rozprawił się w mgnieniu oka; teraz w jego stronę sypnęli się
gęsto następni żołnierze. Znów rozległ się szczęk stali. Temudżeini
przybyli jednak nader tłumnie; Horace'owi groziło, że zostanie
okrążony przez wrogie zastępy. Will zerknął w stronę kosza na
strzały. Pozostało mu już tylko pięć pocisków. Wypuścił je kolejno,
każdym kładąc jednego Temudżeina.
Spojrzał na własny oddział. Tarczownicy dobyli broni i gotowali
się do bezpośredniego starcia. Niektórzy z wycofujących się Skandian
dokonali w lot przegrupowania, wzmacniając tym samym siły obrony.
Evanlyn wciąż wydawała komendy strzelcom.
- Nie przerywać ostrzału! - zawołał Will. Zerknęła w jego stronę,
skinęła głową i powróciła do swego zajęcia.
Horace, wciąż odpierając wściekłe ataki Temudżeinów, został
wreszcie zepchnięty furią ataku prawie do samego nasypu, z którego
uprzednio obaj dowodzili łucznikami. Walczył samotnie i groziło mu,
że któryś z przeciwników zdoła go zajść od tyłu. Will wypuścił
ostatnią strzałę. Dobył obu noży i pobiegł osłaniać plecy przyjaciela.
* * *
Tymczasem, w samym centrum skandyjskich pozycji, Erak
zwietrzył sposobność. On także wyczuł kluczowy moment.
Temudżeini w dalszym ciągu walczyli zapamiętale, lecz ich natarcie
utraciło dotychczasowy impet.
Osłabieni i zdeprymowani ciągłą lawiną strzał spadających na
nich z okolic prawego skrzydła, jezdzcy temudżeińskich oddziałów
odwodowych poszli w rozsypkę i wycofali się. Dlatego wojska, które
nadal toczyły twardy bój ze Skandianami, pozbawione zostały
posiłków. Szeregi skośnookich żołnierzy topniały, a nie było komu
zastąpić poległych. Nieustanne parcie wymagało ciągłego dopływu
świeżej krwi, tej zaś zabrakło.
Erak powalił właśnie temudżeińskiego kapitana, który z głośnym
krzykiem gnał grzbietem nasypu. Następnie jarl odwrócił się, by
sprawdzić, co porabia Halt. Zwiadowca zajął pozycję nieco z tyłu i,
strzała po strzale, systematycznie, bez śladu emocji szył w
pojawiających się na szczycie wału przeciwników. Pomysł Haz'kama,
by utworzyć specjalny oddział złożony wyłącznie z kaidżynów i
pózniej rzucić go w inne miejsce teatru zmagań, teraz zemścił się
srogo, bo walczące w centrum oddziały traciły kolejnych oficerów
oraz wyższych dowódców, których bezkarnie dosięgały celne groty
zwiadowcy.
Erak przez moment nie widział przed sobą żadnego Temudżeina,
więc podbiegł do Halta. Wskazał na lewe skrzydło Skandian, jak
dotąd pozostające w odwodzie.
- Wiesz, tak się zastanawiam, czy nie zaatakować od razu z
lewej flanki. Może w ten sposób udałoby się ich ze szczętem
wykończyć.
Halt przez chwilę obracał w myślach sugestię Eraka. Posunięcie
ryzykowne, ale - jak wiadomo - kto nie ryzykuje, ten bitwy nie
wygrywa. Lub, ryzykując, ponosi klęskę. Zwiadowca podjął decyzję.
- Zrób tak, jak proponujesz - zgodził się.
Erak już miał odchodzić, gdy spojrzał poza plecy Halta i zaklął.
Zwiadowca również się odwrócił. Pragnął osobiście sprawdzić, co też
wprawiło jarla w złość. Zobaczył, jak Temudżeini przełamują linię
obrony tuż pod stanowiskiem Willa. Obaj wiedzieli, że jeśli ostrzał
ustanie, odwody Temudżeinów mogłyby się mimo wszystko
przegrupować. A wtedy szansa na decydujące rozstrzygnięcie
odejdzie bezpowrotnie.
Trzeba działać natychmiast.
- Uruchamiaj lewe skrzydło, niech wchodzą do bitwy - polecił
Halt, chwycił zapasowy kołczan pełen strzał i ruszył biegiem w stronę
umocnień, za którymi krył się Will i jego ludzie. Erak pomyślał, że
jeden człowiek to przecież zdecydowanie za mało, by stawić czoło
takiej liczbie napastników, jaką miał przed chwilą okazję oglądać
przed nasypem Willa. Rozejrzał się desperacko wokół i jego
spojrzenie spoczęło na Ragnaku. Wódz stał krzepko, otoczony przez
tłum wrogów, zaś u jego stóp leżeli ci, których dotąd zdołał już
powalić. Dawno odrzucił własną tarczę, obiema dłońmi ujmując
stylisko potężnego topora. Popatrywał dziko, krew ściekała z ran na
jego ramionach, udach i tułowiu, lecz on nie zwracał na to
najmniejszej uwagi. Erak wiedział, że oberjarl już prawie wprowadził
się w święty trans bojowego szału. Wiedział też, że nawet pojedynczy
berserker w takim transie może zdziałać niemało.
Wyrąbał sobie drogę pośród Temudżeinów, by przedrzeć się do
oberjarla; w końcu wrogowie odstąpili, widząc, że nie mogą się
mierzyć z dwoma potężnymi Skandianami. Ragnak rozpoznał go i
wyszczerzył zęby w triumfalnym, dzikim uśmiechu.
- Tłuczemy ich, Eraku! - wrzasnął.
Erak chwycił go za ramię, szarpnął.
- Wprowadzam do bitwy lewe skrzydło! - zawołał, na co oberjarl
odpowiedział beztroskim uśmiechem i machnięciem ręki.
- Zwietnie! Niech się chłopaki też trochę zabawią! - ryknął.
Erak wskazał ręką odcinek linii obronnych od strony morza.
- Prawe skrzydło ma kłopoty. Zwiadowca się tam udał, ale
trzeba mu pomóc.
Było może i dziwne, że wydaje rozkazy wodzowi, lecz zdał
sobie sprawę, że Ragnak w tym stanie nie zdoła pokierować atakiem z
flanki. Nadawał się tylko do jednego - do prowadzenia nieustannego, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.