[ Pobierz całość w formacie PDF ]
prostu... odłączył cię od zasilania. Wyciągnął wtyczkę.
- Kto?! - krzyknęłam, zrywając się z krzesła. W tej samej chwili dostrzegłam ruch -
ręka lekarza przysunęła się o jakiś cal do medplastu. Usiadłam, choć serce waliło mi jak szalone i z trudem panowałam nad płytkim oddechem.
Nie trzeba było geniusza, żeby połączyć tę rewelację z rozmową na korytarzu. Działo się coś niedobrego, a ja najwyrazniej trafiłam w sam środek
zawieruchy.
- Nie jesteśmy pewni, ale się dowiemy - powiedział lekarz i dodał prawie niesłyszalnie: - To musiał być ktoś z dostępem. - Zerknął na drzwi za
moimi plecami i już wiedziałam, że ma na myśli Najstarszego. Stwierdziłam, że to bez sensu - Najstarszemu zależało na mojej śmierci tylko
dlatego, że zostałam odmrożona. Ale dlaczego ktokolwiek chciałby mnie odłączać? Zeby mnie zabić? Dlaczego akurat mnie? Przecież, jak
uprzejmie zauważył lekarz, byłam zbędna.
W mojej głowie skrystalizowało się jednak znacznie ważniejsze pytanie.
- A co z moimi rodzicami? Czy ten, kto mnie odłączył, będzie próbował odłączyć także moich rodziców? - Przypomniałam sobie, jak dławiłam się
płynem krio i jak uwierzyłam, że utonę w tym szklanym pudle. Nie chciałam, żeby moi rodzice przechodzili przez to samo. Nie chciałam ryzykować,
że stracę ich na zawsze, bo lód stopnieje za szybko i ktoś spózni się z otwarciem komory.
- Lepiej wróć do pokoju. Odpocznij, spróbuj pozbyć się niepokojących myśli. Możesz być pewna, że twoim rodzicom - a także pozostałym
zamrożonym - nie grozi żadne niebezpieczeństwo. Najstarszy na pewno zadba o odpowiednią ochronę.
Zmrużyłam oczy. Miałam dziwne wrażenie, że staruszek nawet nie kiwnie palcem, by zapewnić komukolwiek bezpieczeństwo. Pewnie uzna, że
postawienie strażników przy komorach kriogenicznych będzie zbyt wielkim zakłóceniem porządku . A biorąc pod uwagę jego bezduszność, nie
zdziwiłabym się, gdyby jednak się okazało, że to on mnie odłączył -
może chciał sprawdzić, czy mnie to zabije.
Nie mogłam tutaj spokojnie myśleć i nie wiedziałam, co dalej. Choć wcale nie miałam ochoty odpoczywać, musiałam zaszyć się ze swoimi
myślami. Więc wyszłam.
Pod drzwiami mojego pokoju leżały zmięte kwiaty. Pochyliłam się i podniosłam je z podłogi. Wyglądały trochę jak tygrysie lilie, ale były dużo
większe i jaśniejsze od lilii, które pamiętałam z Ziemi. Nawet zgniecione kusiły pięknem i słodkim zapachem. Czułam, jak rodzi się we mnie
pragnienie, by włożyć je do wazonu z wodą. W końcu jednak postanowiłam zostawić je na korytarzu. Za bardzo przypominały mi samą siebie.
18
STARSZY
- Och, tutaj jesteś - rzucił Najstarszy swobodnym tonem, wspinając się do włazu łączącego Poziom Strażnika z Poziomem Sternika.
Leżałem na chłodnej metalowej podłodze pod ekranem zakrywającym fałszywe gwiazdy. W głowie wciąż łupało mi od sztuczki z dzwiękiem. Nigdy
wcześniej tak okropnie nie bolała mnie głowa. Za każdym razem, gdy nią poruszałem, miałem wrażenie, jakby wewnątrz czaszki przewalały się
tony żelastwa, uderzając o jej ściany i zgniatając mózg w bezużyteczną papkę. Starałem się więc nie poruszać.
- To była gzyfowo paskudna sztuczka - wymamrotałem, przyciskając dłonie do czoła.
- Słucham? Och, chodzi ci o zakłócacz tonalny. Cóż, następnym razem nie ignoruj moich komów.
- Mogę je sobie ignorować, jeśli mam na to ochotę! - Wiedziałem, że skarżę się jak dziecko, ale przez ten gzyfowy ból ledwie widziałem na oczy.
Gapiłem się na ciemne sklepienie, szczęśliwy, że gwiazdy są zasłonięte. Sama myśl o malutkich jak główki od szpilek jaskrawych światełkach
sprawiała, że ból stawał się jeszcze bardziej nieznośny.
Najstarszy przeszedł przez Wielką Salę do swojej kwatery, zniknął w środku i po chwili wrócił z jakimś przedmiotem w ręku. Rzucił nim w moją
stronę. Złapałem go -
lawendowy medplast - rozerwałem opakowanie i szybko przyłożyłem do czoła, a mikroskopijne igiełki przylgnęły do mojej skóry jak rzepy.
Oddychałem głęboko, modląc się, by lek zaczął działać i złagodził łupanie w czaszce.
- Niech to będzie dla ciebie nauczką - glos Najstarszego odbijał się echem od ścian Wielkiej Sali. Po gzyfa się tak wydzierał? Przecież byliśmy tu
sami. A może specjalnie mówił
głośno, żeby spotęgować moje cierpienie? - Do obowiązków Najstarszego należy zapobieganie niezgodzie. Przez wieki osiągnęliśmy perfekcję
w zapobieganiu pierwszej przyczynie niezgody, ponieważ udało się nam wyeliminować wszelkie różnice.
- Wiem - jęknąłem, wcierając medplast mocniej w skórę. Czy naprawdę musiał
wygłaszać swoje tyrady akurat w tej chwili?
Najstarszy chciał przysiąść koło mnie, ale zatrzeszczało mu w kolanie, więc wstał i zaczął przechadzać się tam i z powrotem, kuśtykając.
- Nie rozumiesz? - odezwał się wreszcie, sfrustrowany. - Ta dziewczyna nie mogłaby się bardziej od nas różnić!
- Co z tego?
Najstarszy wyrzucił w górę ręce.
- Chaos! - zawołał. - Niezgoda! Walka! Ona oznacza wyłącznie kłopoty!
Uniosłem brew, szczęśliwy, że dzięki medplastowi zaczynałem czuć się normalnie.
- Chyba trochę dramatyzujesz, co?
Opuścił ręce i spiorunował mnie wzrokiem.
- Ona mogłaby zniszczyć ten statek.
- To tylko zwykła dziewczyna.
Z jego gardła wydobył się pomruk niezadowolenia.
- Zaraz... - Usiadłem, nie spuszczając z niego wzroku. - A więc oto ci chodzi, tak? Jest dziewczyną, i to na dodatek w moim wieku. Boisz się, że
my... - Urwałem, bo poczułem, że się czerwienię. To, co najwyrazniej dla Najstarszego stanowiło powód do zdenerwowania, dla mnie było raczej
przedmiotem marzeń i nadziei.
- Nie bądz takim hucpiarzem - roześmiał się Najstarszy, a ja miałem wrażenie, że zaczynam płonąć. - Nawet o tym nie myślałem.
Prychnąłem, prostując się energicznie. Czyżby sądził, że nie dam rady? Może jeszcze nie osiągnąłem odpowiedniego wieku do moich Godów,
ale byłem pewien, że potrafię więcej niż trzeba.
Kiedy patrzyłem na Amy... wiedziałem, co chciałbym z nią robić, i wiedziałem, że mógłbym to robić. Jak on śmiał myśleć inaczej?! Nie byłem już
dzieckiem, za które mnie chyba uważał!
- Odpływasz myślami - powiedział, pstrykając mi palcami przed twarzą. - To nie ma nic wspólnego z sednem sprawy. Sedno w tym, że ta
dziewczyna będzie sprawiać problemy.
-1 co zamierzasz z tym zrobić? - spytałem, siadając z powrotem na podłodze.
Najstarszy zmierzył mnie wzrokiem.
- Ty będziesz kolejnym Najstarszym. Jak zareagowałbyś na moim miejscu?
- Nijak. - Podniosłem głowę. - Ona nie robi nikomu krzywdy. Da sobie radę.
- Jako Najstarszy nie możesz rządzić nijak . - Wykrzywił usta w tym aroganckim uśmieszku, który za każdym razem sprawiał, że miałem ochotę go
uderzyć. Zastanawiałem się nad jakąś zjadliwą ripostą, ale on wskazał na mnie palcem, po czym odwrócił się do mnie plecami i aktywował
wikom.
- Aha - powiedział do osoby, z którą się połączył. - Rozumiem. Tak, oczywiście.
Znów spojrzał na mnie.
- Schodzę na Poziom Sternika. Zostań tutaj i poczytaj o przywódcach z SolZiemi. W
Centrum Edukacyjnym zostawiłem ci plastplej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pobieranie ^ do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ download ^ ebook
Menu
- Home
- Barry Sadler Casca 06 The Persian
- Na kaśźde jego śźć danie Sara Fawkes
- One Night Stand 1 One Night Stand J. S. Cooper and Helen Cooper
- HAVLICEK Petrolejove lampy
- Frederik Pohl Other End of Time
- Using Opengl In Visual C
- Brian Lumley Necroscope 05 Deadspawn
- Heinlein, Robert A Assignment in Eternity
- LE Modesitt Recluce 04 Order War (v1.5)
- Denise Belinda McDonald [Paintbrush 02] Wrong Turn Right Cowboy (pdf)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- meksyk.pev.pl
Cytat
Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.