Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dostrzegli w niej żadnych urządzeń mechanicznych, sprzętu elektronicznego, żadnych
wskazników czy ekranów. Jeśli w ogóle gdzieś tu były, ukryto je za szarymi ścianami. Wzdłuż
ścian, sufitu i podłogi biegły długie, grube wsporniki, nadając komorze wygląd wnętrza klatki
piersiowej człowieka. W lekko drgającym powietrzu tańczyły drobiny pyłu, a na nich refleksy
światła. Atmosfera panowała tu dziwna i niesamowita.
Dallas spojrzał na Kane'a. - Co ty na to? - spytał.
- Pojęcia nie mam. Aadownia? Część jakiegoś skomplikowanego systemu śluz? Tak, chyba
tak. Przeszliśmy przez podwójne drzwi, a to tutaj to właściwa śluza.
- Jak na śluzę nawet spora - zauważyła stłumionym głosem Lambert.
- Nie wiem, strzelam na rybkę. Jeśli ci obcy i my zachowujemy w stosunku do naszych
statków takie same proporcje, to nic dziwnego, że wybudowali sobie wielkie śluzy, nie? Ale
bardziej mi to pasuje na ładownię. Aadownia i stąd tyle wejść. Albo wyjść. - Obrócił głowę i
zobaczył, że Dallas pochyla się nad czarną dziurą w podłodze. - Hej! Uważaj, kapitanie! Nie
wiadomo, co z tego może wyskoczyć. I jak głęboko można tam spaść.
- Drzwi otwarte są na oścież, nikt nie zauważył, że weszliśmy... Nie, tu nikogo nie ma, to
martwy wrak. - Dallas odpiął latarkę, włączył ją i skierował w dół. Jaskrawa smuga rozcięła
mrok.
- Widać coś? - spytała Lambert.
- Zaraz zobaczysz królika z zegarkiem - rzucił z głupim uśmiechem Kane. W jego głosie
zabrzmiała jednak delikatna nutka nadziei...
- Ni cholery, nic nie widzę.
Dallas omiótł latarką przeciwległą ścianę studni. Promień światła był wąski, ale niezwykle
silny. Wyłowiłby z ciemności wszystko, co leżało nawet na dość znacznej głębokości.
- No i co? - Lambert podeszła bliżej, ale wciąż trzymała się w bezpiecznej odległości od
krawędzi studni. Jeszcze jedna ładownia?
- Nie wiem, ciemno jak diabli. W zasięgu światła widać tylko gładkie ściany. Nie ma
żadnych uchwytów, nie ma windy, drabiny, nie ma niczego, o czym można by się wspiąć. Dna
nie widać, za głęboko. To chyba jakiś szyb, coś w tym rodzaju. - Zgasił latarkę, cofnął się o krok i
odpiąwszy klamry, zaczął zrzucać z siebie podręczny ekwipunek. Pózniej wstał i powiódł
wzrokiem po szarej, słabo oświetlonej komorze. - Cokolwiek tam jest, może trochę poczekać.
Najpierw rozejrzymy się tutaj, żeby nie było niespodzianek. Może znajdziemy przy okazji
łatwiejszą drogę w dół. Znów zapalił latarkę i oświetlił nią pobliskie ściany. Te żebra... myślał.
Jak we wnętrzu klatki piersiowej człowieka. Jezu, na szczęście się nie ruszają... Rozdzielimy się.
Ale nie odchodzcie za daleko. I pod żadnym pozorem nie tracić mi siebie z oczu. Poświęcimy na
to tylko kilka minut, jasne?
Kane i Lambert pstryknęli latarkami. Rozdzielili się i zaczęli badać ogromne pomieszczenie.
Dookoła walały się jakieś szare skorupy. Wiele z nich leżało pod grubą warstwą pyłu
nawianego tu przez wiatr i startego na proch pumeksu. Kane nie zwracał na nie uwagi. Szukali
czegoś konkretniejszego, czegoś w stanie nienaruszonym.
Promień bijący z latarki Dallasa padł nieoczekiwanie na jakiś ukryty w mroku przedmiot.
Przedmiot ten nie był częścią podłogi ani ściany. Kapitan podszedł bliżej. Jaskrawe światło
wyłowiło z ciemności... wazonik, coś na kształt małej, brązowawej urny, jakby nieco szklistej, u
góry obtłuczonej. Dallas postąpił krok do przodu, wyciągnął szyję, zerknął do środka i zaświecił
latarką.
Urna była pusta.
Rozczarowany, ruszył dalej, dziwiąc się, że coś tak kruchego przetrwało w niemal idealnym
stanie, podczas gdy wszystko inne, na pierwszy rzut oka o wiele trwalsze, rozpadło się w pył.
Chociaż z drugiej strony o substancji, z której zrobiono urnę, nie wiedział praktycznie nic i nie
byłby zaskoczony, gdyby wytrzymała uderzenie armatniego pocisku.
Zamierzał już wracać do szybu, gdy światło latarki padło na coś, co swym wyglądem
przypominało mechanizm, złożony, skomplikowany mechanizm. W na wpół organicznym
wnętrzu tajemniczego statku obecność urządzenia o typowa funkcjonalnym charakterze
przyniosła wielką ulgę, choć jego konstrukcja stanowiła kompletną zagadkę.
- Tutaj! - zawołał.
- Coś nie tak? - zaniepokoił się Kane.
- Wszystko w porządku. Znalazłem jakieś urządzenie. Wzniecając butami małe obłoczki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.